Wier­ność nie spóźnia się i nie by­wa przed cza­sem, ona zaw­sze jest w samą porę.

Nazwisko ,,Charamsa” nie zeszło jeszcze z czołówek gazet, a już z kapłaństwa odchodzi kolejny ksiądz. Tym razem na szczęście nie przy fleszach aparatów i nie przy włączonych mikrofonach. Na szczęście – jeśli w tej sytuacji w ogóle można mówić o jakimś szczęściu. O tych głośnych, ,,charamsowych” odejściach wiemy wszyscy. Ile jest cichych odejść z kapłaństwa – wie niewielu. Tylko wtajemniczeni mogliby się tutaj wypowiadać.

Nie trzeba chyba nikogo przekonywać, że każde odejście to swoista zdrada. Źle, jeśli o tej zdradzie dowiaduje się cały świat. Lepiej (jeśli w ogóle można mówić o porzuceniu kapłaństwa w kategoriach lepiej – gorzej), kiedy decyzja jest cicha. Wtedy i zgorszenie mniejsze.

Odejścia księży, zakonników, mężów czy żon pokazują nam jedną ciekawą, a jednocześnie bardzo smutną rzeczywistość – człowiek ma trudność w dochowaniu wierności danemu słowu. Każda przecież z wymienionych wyżej osób w pewnym momencie swojego życia musiała wypowiedzieć na głos słowa wiążące ją na całe życie.

Młody człowiek w momencie przyjmowania święceń kapłańskich odbywa z biskupem krótki dialog. Na każde z czterech postawionych przez konsekratora pytań odpowiada: ,,Chcę.” Przy piątym pytaniu odpowiedź brzmi nieco inaczej. Mówi wtedy: ,,Chcę, z Bożą pomocą.”  To ostatnie zdanie jest niezwykle istotne.

Podobnie przy sakramencie małżeństwa. Po złożeniu małżeńskiej przysięgi małżonkowie mówią, patrząc na siebie:,, …tak mi dopomóż, Panie Boże Wszechmogący, w Trójcy Jedyny i wszyscy święci.”

Przy kapłaństwie: ,,Chcę, z Bożą pomocą.” Przy małżeństwie: ,,Tak mi dopomóż, Panie Boże…”

Kiedy więc zastanawiamy się nad odejściami z kapłaństwa czy z małżeństwa, trzeba jasno i wyraźnie powiedzieć, że powód jest jeden tylko: W chwilach trudności i kryzysów księża i małżonkowie nie proszą Boga o pomoc. Ksiądz mówi: ,,Chcę, z Bożą pomocą”, ale kiedy na jego kapłańskiej drodze pojawiają się różne przeszkody, często nie szuka pomocy u Boga. Kiedy w małżeństwie pojawiają się trudne doświadczenia, niektórzy małżonkowie też nie szukają pomocy tam, gdzie trzeba, choć w momencie przysięgi wypowiadali słowa: ,,Tak mi dopomóż, Panie Boże…”

Jeśli dziś mówimy o odejściach z kapłaństwa i o epidemii rozwodów, to właśnie dlatego, że człowiek nie szuka pomocy u Boga. Ludzką rzeczą jest grzeszyć, ludzką rzeczą są nasze upadki, słabości, ludzką rzeczą jest błądzić, ale jeśli człowiek wie, gdzie po tym swoim pobłądzeniu ma wracać, przetrwa wszystko i znów się podniesie. Jeśli nie wie albo nie chce wrócić, przegra wszystko. I pozostawi po sobie niesmak, a czasem nawet zgorszenie.

Szkoda, że dla wielu słowo dane Bogu ma tak małą wartość. Może… Może gdyby wrócić do czasów Abrahama i do tamtejszych sposobów zawierania przymierza z Bogiem. Zwyczajem wschodnich ludów – przy zawieraniu przymierza – zabijano trzyletnią jałowicę, trzyletniego barana i trzyletnią kozę oraz synogarlicę i gołębicę. Zwierzęta te rozcinano na pół i kładziono obok siebie, tak, by można było przejść między nimi. Zawierający przymierze wchodził między te części w tzw. krwawą drogę na znak, że zgadza się na to, by w przypadku nie dochowania przez niego przymierza rozciąć go tak, jak te zwierzęta. Człowiek taki ryzykował więc nie tylko swoje dobre imię, ale także i własne życie. Tak było kiedyś… Dziś jest inaczej.

Oczywiście, nie chodzi tu o to, by poprzez ten wpis kogokolwiek osądzać czy potępiać. Niech jednak ten tekst będzie dla nas wszystkich formą zachęty do zastanowienia się nad wartością słowa przysięgi w naszym życiu. A jeśli czyta go teraz jakiś ekskapłan albo ktoś, komu nie udało się wytrwać w małżeństwie, to niech wie, że nawet jeśli nie wytrwał w wierności, Bóg nadal pozostaje mu wierny. Bóg nie cofa swojego słowa, nie zrywa swojego przymierza. On jest wierny do końca. Mimo wszystko i ponad wszystko. A jeśli tak, to nawet ci, którzy pobłądzili, nadal są Jego dziećmi. I to jest właśnie Dobra Nowina. Warto o tym pamiętać.

One thought on “Wier­ność nie spóźnia się i nie by­wa przed cza­sem, ona zaw­sze jest w samą porę.

  • 11 października 2015 o 1:06 pm
    Permalink

    Wydaje mi się, że te odejścia księży od Ołtarza to jest wina nie tylko ich, ale właśnie też ludzi,ponieważ się nie modlą za swoich duszpasterzy, nie chcą ich u siebie w domu, a potem się dziwimy,że jak ksiądz mógł odejść… brak modlitwy, wsparcia, zrozumienia, czasu.

    Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.