Wasze pytania i wątpliwości: Co by było, gdyby…?
Witam Was ponownie. Dziś postaram się zmierzyć z kolejnym pytaniem z cyklu: Wasze pytania i wątpliwości. Pytanie zadane przez Dominikę dotyczy tekstu, który zamieściłem na blogu pod datą 23 sierpnia (żeby do niego zajrzeć wystarczy w kalendarzu w bocznym panelu kliknąć na tę datę). Oto wspomniane pytanie:
,,Pisze Brat: Trzeba sobie jasno powiedzieć, że bez działania szatana w naszym życiu bylibyśmy narażeni na duchową przeciętność i marazm, albo jeszcze lepiej – na bylejakość. Bo to przecież szatan i jego intrygi sprawiają, że w ogóle zastanawiamy się nad tym wszystkim, że walczymy, spowiadamy się, przepraszamy, obiecujemy poprawę. Czy bylibyśmy do tego zdolni, gdyby nie doświadczenie kontaktów ze złem?
Ale czy to nie jest tak, że gdyby nie było szatana, to byśmy nie upadali? I wówczas nie potrzebowalibyśmy się poprawiać. Bo przecież nie kusiłby nas do złego. Gdyby nie szatan, nie byłoby zła, więc wtedy żylibyśmy dobrze, blisko Boga.”
*****
Dominiko, choć osobiście nie lubię zastanawiać się nad tym, co by było, gdyby… , to jednak muszę powiedzieć, że pewnie w Twoim przypuszczeniu jest odrobina racji. Nasze upadki, słabości, namiętności i wszelkie zło, jakie nas w życiu dopada, jest konsekwencją grzechu, którego zakosztowali pierwsi rodzice i który odziedziczyliśmy w spadku po nich. Mamy zatem coś, czego nie chcieliśmy i o cośmy się nie prosili. A zatem nie poruszamy się już w przestrzeni ,,co by było, gdyby było”, ale w bardzo konkretnej rzeczywistości. Szatan jest.. Istnieje naprawdę…
I w tym właśnie kontekście rozważałem rolę szatana w naszym życiu. Gdyby go nie było, nie musielibyśmy się nad tym zastanawiać. Ale on jest. Moim wpisem chciałem zwrócić Waszą uwagę nie tyle na to, że on istnieje, ale bardziej na to, co zrobić, gdy już wpadniemy w szatańskie sidła. Usiąść i snuć refleksję o tym, że życie byłoby piękne, gdyby nie było grzechu, nie jest chyba najlepszym rozwiązaniem. O wiele lepiej nauczyć się traktować szatana nie tylko jako kogoś, kto od Boga nas oddziela, ale jeszcze bardziej jako istotę, która nasze oczy pomaga nam skierować na Boga właśnie.
Jeśli nauczymy się nasze grzechy traktować jak trampolinę do Pana Boga, szatan będzie wściekły. Wykończymy go jego własną bronią. Pewnie nie przestanie nas kusić, ale zobaczy, że nie tylko on jest istotą inteligentną.
A zatem, pytanie ,,Co by było, gdyby” odsuwamy na bok. Bardziej skupiamy się nad tym, co jest. I nad tym, co zrobić, by było jeszcze lepiej.
Czytając powyższy wpis nasuwa mi się na myśl przypowieść o rolniku, którego wrogowie zasiali chwast na uprawianej przez niego roli. Kazał on poczekać jednak do plonów i dopiero wtedy rozdzielić chwast od zboża. Spotkałem się z interpretacją, wg której chwasty (pomimo swej natury) spełniały rolę swoistego bodźca do rozwoju zboża.. Kłosy bowiem musiały walczyć z chwastami o dostęp do słońca, dzięki czemu stawały się silniejsze i bardziej okazałe, w efekcie czego przynosiły większe plony. Obecność pokus i codziennych wyzwań z tego faktu płynących wydaje się mieć w pewnym sensie istotny wpływ na właściwy rozwój egzystencjalny osoby ludzkiej..
Gorąco pozdrawiam!
DZ
Tak to wszystko pięknie brzmi, tylko dlaczego życie musi być ciągłą walką. Co zrobić, gdy brakuje już sił? Gdy nie ma się już sił, by powstać? Gdy nie ma się nawet sił, by prosić o pomoc?