Jeżeli nie grzeszyć, jakoż mi powiadasz, dlaczego się miła tak często spowiadasz?
Jakiś czas temu pisałem o grzechach – nałogach. Wielu z Was przeczytało ten wpis i otrzymałem na ten temat wiele pytań. Dziś chcę podzielić się z Wami kilkoma przemyśleniami. Być może komuś z Was pomogą.
Nie będziemy tutaj definiowali nałogu jako takiego. Każdy wie, czym on jest. Gdybyśmy mieli przedstawić to w wielkim skrócie, powiedziałbym, że nałóg rodzi się wówczas, kiedy przez dłuższy czas pojawiają się w naszym życiu te same grzechy. Nieżyjący już ojciec Rafał Skibiński OP pisał kiedyś, że ,,diabeł, zanim pożre swoją ofiarę, najpierw długo ją liże.”
Co znaczy, że diabeł liże swoją ofiarę? To znaczy, że ciągle nas dotyka. Więcej, dotyka w nas tego samego miejsca, tej samej przestrzeni naszej duszy. A jeśli dotyka jej przez dłuższy czas, to przestrzeń ta powoli przechodzi pod jego władanie, staje się zainfekowana szatańskim jadem. Okazuje się naszym słabym punktem. Wówczas konkretna sfera naszego życia – świadomie lub nieświadomie – staje się jego. Tak zaczyna się każdy nałóg: nałóg palenia papierosów, zażywania narkotyków, pornografii, masturbacji, itp.
Każdy nałóg zaczyna się tak samo. Od pierwszego razu. Jest jak pociąg. Jak lokomotywa, która ciągnie za sobą kolejne wagoniki. Wagoniki te nie mają swojego napędu, ale jadę ciągnięte przez lokomotywę. Dokładnie tak samo jest w naszym życiu. Jeśli pojawi się pierwszy grzech, jeśli zasmakuję jakiegoś grzechu, wówczas każdy następny grzech w danej dziedzinie będzie konsekwencją i jednocześnie kontynuacją tego pierwszego.
I wówczas mamy do czynienia z czymś, co nazywamy osłabieniem woli. Włącza się szatańskie myślenie: Nie przejmuj się, zgrzesz kolejny raz. Przecież już i tak zgrzeszyłeś. Co za różnica – raz czy pięć razy?
Jeśli nie postawimy tamy takiemu myśleniu, będziemy powielali grzechy i w końcu dojdziemy do wniosku, że na jakąkolwiek walkę jest już za późno. I w momencie, gdy tak właśnie myślimy, swoje wielkie triumfy obwieszcza szatan. Bo nie grzech jest naszym największym życiowym problemem (każdy grzeszy, to nie nowość). Naszym największym problemem jest to, że nie odcinamy się od grzechów od razu, natychmiast, ale targujemy się z szatanem. Jeśli ktoś pozwala sobie na takie targi i na doświadczenie ,,chodzenia z grzechem”, jeśli się nie spowiada od razu, ale zwleka ze spowiedzią, to jest to pierwszy krok do nałogu.
Jak postępować w takich sytuacjach? Na pewno pamiętać o modlitwie za siebie. To oczywiste. Kolejny krok to właśnie systematyczna spowiedź. Najlepiej u stałego spowiednika. I tutaj muszę powiedzieć, że wielu spośród tych, którzy w walce z nałogiem (może nie palenia papierosów – bo ten nałóg jest często bagatelizowany, ale np. pornografii czy masturbacji) odnosi spore sukcesy.
Chodzi o to, aby – mówiąc językiem o. Rafała – nie dać się lizać szatanowi. Lizanie na samym początku może sprawiać nam przyjemność (przecież gdyby masturbacja sprawiała komuś wielki ból, nikt by w ten sposób nie grzeszył), jednak na lizaniu (czyt. na przyjemności) na pewno się nie skończy. Każdy z nas doskonale wie, że kiedy jest w naszym życiu grzech, który się systematycznie powtarza, to tak naprawdę nie ma w naszym sercu radości. Jest ciągła walka. Jest wysiłek, który i tak często okazuje się zbyt mały, by pokonać słabość.
Jeśli chcemy ustrzec się przed nałogiem, najlepiej po prostu w niego nie wchodzić. Przyjemność z lizania nie trwa wiecznie. Bardzo szybko pojawi się ból spowodowany gryzieniem… Gryzieniem własnego sumienia.
Pisze ojciec, że ważna jest szczera, najlepiej systematyczna spowiedź. Tak się zastanawiam, jeśli stale, często niemal dzień po dniu popełniam ten sam, ciężki grzech i zawsze po chwili (dłuższej lub krótszej) szczere go żałuje, odczuwam potrzebę oczyszczenia, spowiedzi; czy zbyt częsta spowiedź nie będzie w jakiś sposób dodatkowym grzechem?
Świetny tekst. Prosto i na temat. Chodzenie z grzechem, szczególnie ciężkim jest jak chodzenie z tykającą bombą w środku, może przyjść czas, że ona wybuchnie i wtedy jest „posprzątane”. Skutki tragicznie niewyobrażalne. Warto się tego ustrzegać i nie być lizanym przez tego wstrętnego Kłamce, a smakować to co dobre i delektować się tym.
Dzięki Piotr!
Pax et bonum!
Co do papierosów to 70 % księży których znam pali ,może dlatego to jest tak bagatelizowane.Wiem stresujące życie,nie dziwię się ,toleruję,chociaż z tym,że mój brat pali długo się nie mogłam pogodzić ,bo myślałam,że on jeden wytrwa z rocznika.
Cóz tak z innej beczki cały czas chodzi za mną myśl o stałym spowiedniku,moi znajomi znaleźli ,tutaj wchodzę też o tym mowa ,tak sobie myślę,że bez takiego stałego spowiednika to i porządnego rozwoju nie ma ,dlatego zamierzam szukać,
Pozdrawiam