Czy wciąż jestem podpięty…
Lubię w konfesjonale – żeby lepiej trafić do penitenta – posługiwać się różnymi obrazami. Czasem mówię, że jesteśmy jak trolejbusy. Trolejbus porusza się po ulicy jak samochód i ma możliwość manewrowania, czyli np. może omijać napotkane przeszkody. Ma jednak nad sobą coś, co sprawia, że może poruszać się i jechać. Tym czymś są tzw. szelki, które – podpięte do trakcji elektrycznej – dają trolejbusowi moc.
Inaczej działają tramwaje, jeszcze inaczej autobusy. Tramwaj też dotyka szelkami trakcji elektrycznej, ale jednocześnie porusza się po torach i nie ma możliwości manewru. Nie ominie przeszkody, nie wjedzie na zatoczkę, jeśli nie ma torów. Jest ograniczony i skazany na układ szyn. Autobus natomiast ma pełną swobodę, ale nie ma połączenia z trakcją.
My jesteśmy jak trolejbusy. Pan Bóg daje nam dużo wolności (by nie powiedzieć swobody) i naprawdę na wiele nam pozwala, ale zawsze musimy pamiętać o tym, że bez trzymania się Pana Boga (tej Bożej trakcji, którą tak ładnie nazywamy łaską) daleko nie pojedziemy. Każdy, kto poważnie traktuje swoją wiarę i życie duchowe, musi więc zerkać zawsze w dwie strony. Najpierw przed siebie, by zobaczyć, czy nie szarżuje i nie łapie pobocza. Potem w górę, by sprawdzić, czy wciąż jestem podpięty do Pana Boga.
foto za krakow.pl