Powiedzenia: ,,Obyś cudze dzieci uczył” czasem brzmi jak wyrok…
Opowiadał mi niedawno znajomy dyrektor jednego z przedszkoli o swoim najnowszym problemie. ,,Proszę ojca – dzielił się – przyszli do mnie kilka dni temu rodzice naszych dzieci i powiedzieli, że nie są zadowoleni z pracy siostry katechetki. Zarzucili jej, że za dużo mówi o piekle.”
Hm, zarzut całkiem realny – pomyślałem. Jeśli tylko rodzice nie wyolbrzymiają zagadnienia, warto byłoby porozmawiać z katechetką. Małym dzieciom nawet tak oczywiste dla nas prawdy wiary jak piekło, trzeba przedstawiać w bardzo roztropny sposób. A dyrektorowi zasugerowałem delikatną rozmowę z zakonnicą.
Są jednak w naszej szkolnej pracy inne, o wiele lepsze perełki. Inna katechetka opowiadała mi kiedyś, jak to kazała dzieciom z klasy pierwszej nauczyć się modlitwy Ojcze nasz. Wydawało się jej, że nie będzie z tym najmniejszego problemu – wszak większość dzieci już dawno recytuje z pamięci tę modlitwę. Tymczasem następnego dnia szkołę nawiedziła mama jednego z uczniów z tej właśnie klasy i zakomunikowała katechetce, że wymagania z religii są za wysokie i że jej dziecko żadnej modlitwy nie będzie się uczyło, bo – i tutaj uwaga: matka demaskuje się całkowicie – ona sama nie wie, gdzie tej modlitwy dla dziecka szukać.
Owoc tego taki, że Bogu ducha winne dziecko od kilku tygodni na religię nie chodzi. A wszystko dlatego, że mama nie wiedziała, gdzie szukać modlitwy Ojcze nasz.
Niestety, w naszym nauczycielskim zawodzie takich sytuacji jest wcale nie mało. Żeby jednak nie pisać tylko o doświadczeniach innych katechetów, wspomnę pokrótce o pewnym epizodzie z mojej obecnej szkoły.
Otóż, pewna mama przyszła kiedyś do mnie z przysłowiową buzią, bo jej dziecko – rzekomo właśnie na lekcji religii – zrobiło siku w majtki. Ani przez chwilę nie wątpiłem w słowa mamy – wszak pociecha, nie informując mnie o pojawiającej się potrzebie fizjologicznej – mogła rzeczywiście…
Mamusia jednak szybko znalazła winnego. Mnie, a raczej moją czarną sutannę. Stwierdziła, że dzieci boją się czarnego i zasugerowała, żebym przychodził na lekcje do szkoły na tzw. cywila.
Z całym szacunkiem dla drogiej mamusi, ale nikt nie będzie mi mówił (a już na pewno nie w tak niekulturalny sposób), w jakim stroju powinienem chodzić na katechezę. Może rzeczywiście dziecko tej pani boi się księdza. To bardzo możliwe… No ale czego się spodziewać, jeśli pociecha widzi księdza tylko w szkole, bo akurat do kościoła to jakoś rodzince nie po drodze?
****
Mała jest szansa, że wspomniana mamusia czyta tego bloga. Gdyby jednak tak było, serdecznie pozdrawiam. Oczywiście… w sutannie.
musimy się chyba powymieniać doświadczeniami, wychowawcy kolonijni i swietlicowi też mają różne przeboje;-)
ale te ludziska wymądrzają się jeżeli chodzi o KOŚCIÓŁ