Pokora nie jest słabością, ale wielką potęgą człowieka. A to dlatego, że miłość jest potęgą. – Jan Twardowski
Bardzo się cieszę…
Zresztą, chyba wszyscy (no może poza prezydent Argentyny) cieszą się z decyzji Kolegium Kardynalskiego. Duch Święty wskazał na niezwykłego człowieka.
Na wszystkie możliwe sposoby media podkreślają fakt, że nowy papież nie mieszkał w pałacu biskupim i nie miał do dyspozycji limuzyny z szoferem. Wydaje nam się to bardzo niezwykłe. Jak to – kardynał, prymas… bez szofera i kucharki?
Z patelnią w kuchni i w autobusie?
To tak można?
Okazuje się, że można. Ba, można, a nawet trzeba. I chyba właśnie przez to, że prymas nie bał się ludzi i wychodził do najbiedniejszych, podbija dziś serca wszystkich. A on przecież tak naprawdę nie robił nic niezwykłego. On po prostu swoim życiem głosił Ewangelię. Ewangelię, która opowiada o Jezusie ubogim, który głowy nie miał gdzie skłonić.
Świadectwo Franciszka osobiście bardzo mnie cieszy i napawa nadzieją. Nadzieją na to, że za papieżem pójdą także inni. Nadzieją na to, że w Kościele na dobre zagości prostota i pokora (niestety, chyba troszeczkę gdzieś nam się one po drodze zagubiły). I choć trudno domagać się teraz, by wszyscy hierarchowie przesiedli się z limuzyn do tramwajów, to jednak warto wziąć Franciszka za przykład.
Mam tu na myśli bardziej duchową przesiadkę; zmianę mentalności, próbę uważniejszego dostrzegania tych, którym się w życiu nie udało, a z którymi utożsamia się sam Chrystus.
Tak bardzo potrzeba nam w Kościele prostoty i normalności. I chyba – zgodnie z sentencją, że słowa uczą a przykłady pociągają – tylko wtedy będziemy naprawdę autentyczni, gdy będziemy normalni, prości… czyli ewangeliczni.
Papież Franciszek I nastał we właściwym momencie. We współczesnym facebook’owo-tabletowym świecie pomija się o tych niewykształconych z małych miast i wsi. Nie zapominajmy jednak też o emerytowanym Ojcu Świętym. Może nie był medialny, ale też był niesamowity – z pokorą głoszącym niezmienne prawdy wiary. 😉