Egzamin z miłości i z czynienia dobra zdany…
Muszę szczerze powiedzieć, że mój udział w organizacji i przebiegu ŚDM był nikły. Bardzo nikły. Nie byłem ani w Komitecie Organizacyjnym na szczeblu parafii, ani tym bardziej na szczeblu naszej krakowskiej archidiecezji. Modliłem się za ŚDM – to prawda. Przez kilka godzin spowiadałem też w Parku Jordana i przez dwa dni spotykałem się z młodymi w Centrum Powołaniowym na stadionie Cracovii. To wszystko… Nic więcej…
I właśnie dzięki temu, że nic więcej, mogłem przyglądać się temu przedsięwzięciu całkiem z boku. A widziałem wiele… Widziałem wolontariuszy, którzy przez ostatnie dni spali tylko trzy, cztery godziny na dobę. Widziałem rodzinę, która sama zamieszkiwała w garażu po to, by pielgrzymi mieli do dyspozycji trzypokojowe mieszkanie. Widziałem pielgrzymów, którzy dzielili się z innymi końcówką własnego prowiantu, ostatnimi kroplami wody, kawałkiem parasolki. Widziałem takich, którzy przyprowadzili do konfesjonału przyjaciółkę. Dziewczynę, która od lat u spowiedzi nie była. Najpierw ją w kółeczku omodlili, a potem odprowadzili do konfesjonału, w którym siedziałem. A potem długo czekali po to, by przytulić ją, gdy już będzie czysta i wolna. Chwyciło mnie to za serce…
Ogromne pokłady dobra rozlały się na nasze miasto. Wiele ludzkich serc na nowo napełniło się nadzieją i wiarą w to, że w każdym z nas jest wiele nieodkrywanego na co dzień dobra. Dobrzy jesteśmy… W czasie tych Dni przypomnieliśmy to sobie jeszcze bardziej i znów to sobie nawzajem udowodniliśmy. Egzamin z miłości Boga i miłości bliźniego zdany. Co do tego nie mam wątpliwości. Żeby jeszcze tylko nie zapomnieć papieskiej nauki.