Jak morska fala, kiedy wicher dmie…

Czytana dziś w naszych kościołach Ewangelia (Mt 6,24-34) przekonuje nas o tym, że Bóg zawsze ma nas wszystkich w swojej opiece. Po usłyszeniu tych słów wszyscy wychodzący z kościołów powinny mieć uśmiech od ucha do ucha i serce przepełnione bezgranicznym pokojem i radością.

Czy tak dziś było? Oczywiście, że nie. Nie martwcie się o swoje życie – usłyszeliśmy w Ewangelii – ale czy ktokolwiek z nas potrafi tak do końca i w stu procentach tym słowom zaufać? Ja nie potrafię… Chociaż wierzę, że Bóg jest obok i że nawet włosy na mojej głowie są policzone 🙂 , to jednak tak po ludzku jest jakiś lęk, jakiś strach i jakaś ciągłą troska o to, co dziś jest i co będzie jutro. Nie do końca potrafimy zaufać.

Tacy już jesteśmy – ograniczeni. Ta nasza ograniczoność i niezdolność do bezgranicznego zaufania Bogu to jedno. Ale jest jeszcze coś – nasz grzech. Nie ufamy do końca Bogu, bo nie ufamy do końca sobie. Nie ufamy do końca sobie, bo doskonale znamy swoje słabości i ograniczenia. Przeraża nas otaczająca rzeczywistość i świadomość, że grzech jest blisko, na wyciągnięcie ręki. A my – niestety – często tę rękę w jego stronę wyciągamy.

Tymczasem… No właśnie… Kiedy stoimy na plaży i wpatrujemy się we wzburzone morskie wody, widok ten może nas przerażać. Kiedy widzimy uderzające o brzeg fale, mamy prawo czuć jakiś dyskomfort i strach. Prawda jest jednak taka, że nawet największa fala – zmierzając w stronę plaży – kiedyś się kończy. I na powrót znów cofa się ku morzu. Jeśli stanę za blisko, zmoczę się. Wystarczy jednak czasem zrobić tylko pół kroku w tył, wystarczy odrobina refleksu, by – stojąc na plaży – pozostać suchym. To wszystko zależy tylko od mojej decyzji. Ja decyduję o tym, czy chcę się pomoczyć i ja decyduję o tym, czy chcę pozostać suchym. Wystarczy krok w przód albo krok w tył.

Z naszym życiem może być tak samo. Jeśli podejdę za blisko jakiegoś zła albo niewystarczająco szybko zareaguję, to zło mnie dotknie i pozostawi swój ślad. Jeśli w miarę wcześnie wycofam się choć trochę, pozostanę niepokonany. Musimy ufać w to, że Bóg ma wszystko pod kontrolą i trzyma rękę na pulsie. Ale z drugiej strony musimy pamiętać o tym, że Bóg zaprasza nas do współpracy i – mimo, że jest On Wszechmogący – nie zrobi wszystkiego za nas. Nasza roztropność i ostrożność w tym względzie mogą Panu Bogu i nam samym bardzo pomóc.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.