Ależ komplement… Nie ma co…
(Łk 11,37-41)
Gdy jeszcze mówił, zaprosił Go pewien faryzeusz do siebie na obiad. Poszedł więc i zajął miejsce za stołem. Lecz faryzeusz, widząc to, wyraził zdziwienie, że nie obmył wpierw rąk przed posiłkiem. Na to rzekł Pan do niego: «Właśnie wy, faryzeusze, dbacie o czystość zewnętrznej strony kielicha i misy, a wasze wnętrze pełne jest zdzierstwa i niegodziwości. Nierozumni! Czyż Stwórca zewnętrznej strony nie uczynił także wnętrza? Raczej dajcie to, co jest wewnątrz, na jałmużnę, a zaraz wszystko będzie dla was czyste.
Ale się Jezus odwdzięczył faryzeuszowi za zaproszenie na obiad… No nieźle… Ten Go zaprosił, wszystko przygotował, a Jezus mu mówi: ,,wasze (faryzejskie) wnętrze pełne jest zdzierstwa i niegodziwości.” Ależ komplement… Nie ma co…
Hm, a może właśnie o to chodzi… Może właśnie chodzi o to, aby głupio nie komplementować, nie udawać, że wszystko jest OK, nie przymilać się. Może o to właśnie chodzi, żeby powiedzieć to, co się myśli. Nawet, jeśli jest to prawda trudna i bolesna. Mówić prawdę… Nigdy jednak po to, by zranić czy zabić. Każdy lekarz wie, że są przypadki, kiedy pacjentowi całej prawdy powiedzieć nie można. Dla jego dobra…
Mówić prawdę, ale zawsze tylko po to, by pomóc. Na przykład w uświadomieniu zła i grzechu i po to, by wesprzeć na drodze nawrócenia. Tego właśnie uczy nas dzisiejsza Ewangelia.