Bez znieczulenia…
Kilka tygodni temu zmarł w Warszawie prof. Romuald Dębski. W świecie medycznym osoba o ogromnej wiedzy, doświadczeniu i autorytecie. Dopiero w kontekście jego odejścia wielu po raz pierwszy usłyszało to nazwisko. Ja również.
Od początku jednak obserwowałem uważnie to, co działo się w związku z jego pogrzebem – protesty pod Szpitalem Bielańskim, listy protestacyjne wysyłane do warszawskiej Kurii, itp. A wszystko przez fakt, że prof. Dębski zgadzał się na przeprowadzanie aborcji na swoim oddziale.
,,Bez znieczulenia” to wywiad – rzeka, który w 2014 roku z profesorem Dębskim i jego żoną Marzeną (także położnikiem ginekologiem) przeprowadziła Magdalena Rigamonti. Książka, którą naprawdę warto przeczytać. I to wcale nie po to, by dowiedzieć się, że aborcja jest czymś złym. To akurat wszyscy – no może poza założycielem Wiosny – wiemy dobrze.
Na stronach książki spotkałem człowieka, którzy – owszem – dokonywał aborcji i zgadzał się na to, by na jego oddziale była ona dokonywana, ale także człowieka, który aborcję wprost nazywał złem; który odradzał rodzicom ten krok; który odsyłał do psychologów matki, gdy te decydowały się na usunięcie.
Odbieranie porodów dzieci rodzących się z organami wewnętrznymi na zewnątrz ( – Wołajcie Dębskiego, bo tylko on potrafi odbierać takie porody!!!) czy niezwykle precyzyjne i skomplikowane zabiegi przeprowadzane w łonie matki na serduszku dziecka, które całe – od stóp do głów – zmieściłoby się w dłoni dorosłego człowieka to dla mnie – laika w tej dziedzinie – coś niewyobrażalnego.
O prof. Dębskim i jemu podobnych można mówić wiele. Można oskarżać ich o mordowanie niewinnych i przypominać o tym, że w świetle nauki Kościoła aborcja jest grzechem. Można też pochwalać ich za to, co robią dla ratowania tych najmniejszych. Jedno jest pewne: Tylko Bóg zna serce człowieka i tylko Bóg dokona osądu. A my? Możemy i powinniśmy się modlić. Także za prof. Dębskiego.
Poniżej kilka fragmentów ze wspomnianej książki