Coś za coś… Tyle tylko, że sto razy więcej…
Niewiele fragmentów Ewangelii tak bardzo i tak namacalnie sprawdza się w moim życiu, jak słowa z Ewangelii czytanej w kościołach właśnie dzisiaj (Mk 10,17-30). Szymon Piotr zdaje się skarżyć Jezusowi (choć może nie wprost) i czyniąc się rzecznikiem Apostołów, mówi: ,,Oto my opuściliśmy wszystko i poszliśmy za Tobą.” A Jezus pokazuje mu prawdę o tym, że zyskał sto razy więcej. Nawet, jeśli jeszcze tego nie dostrzega.
Przekładam to na moje życie. Właśnie dziś zakończyło się w Krakowie kolejne, już XV Spotkanie Młodzieży Pijarskiej. Na weekend przyjechało do Krakowa ponad pół tysiąca młodych z różnych pijarskich środowiska z Polski, Czech, Austrii, Węgier i Słowacji. Jako współorganizator byłem na tym Spotkaniu razem z nimi. Nie jestem w stanie policzyć, ile razy z ust tym młodych ludzi słyszałem przez ten weekend pod swoim adresem słowo: ,,Ojcze.” Kilka lat temu – świadomie i dobrowolnie – sam rezygnowałem z możliwości posiadania własnych dzieci i z tego, by kiedykolwiek usłyszeć od nich słowo: ,,tato” czy ,,ojcze.” Zrezygnowałem z tego, by być ojcem duchowym dla innych. Dla wielu… I jestem… W czasie tego spotkania doświadczyłem tego bardzo namacalnie w wielu spotkaniach, spowiedziach, rozmowach.
Jezus tłumaczy Piotrowi, że choć ten opuścił swój rodzinny dom, tak naprawdę zyskał wiele innych domów. Wszędzie tam, gdzie z powodu Jezusa wszedł, miał prawo, by czuć się, jak u siebie. I znów patrzę na moje kapłaństwo, które i przede mną otworzyło wiele domów. Wiele nowych znajomości, wiele przyjaźni. Wiele osób zaprasza do siebie, na rozmowę. Wiele z tych zaproszeń nigdy by nie padłoby, gdybym nie był księdzem.
Prawda jest też taka, że dopóki nie wstąpiłem do Zakonu, nie wyjeżdżałem prawie wcale poza rodzinne strony. A jeśli już, to jeździłem tylko po Polsce. Nie miałem po co jeździć dalej… W ciągu dziesięciu lat życia zakonnego odwiedziłem więcej nieznanych mi w Polsce i na świecie miejsc, niż przez całe dotychczasowe życie. Hiszpania, Włochy, Austria, Czechy, Słowacja, Białoruś, Ukraina – tam byłem. Powiedzmy sobie szczerze – byłem tam dzięki Zakonowi, dzięki temu, kim dzisiaj jestem. I dzięki temu, że kiedyś dla Jezusa opuściłem mój rodzinny dom i moje strony. Można powiedzieć: coś za coś. Tyle tylko, że sto razy więcej.
Jako pijar mam Współbraci na całym świecie. Na pięciu kontynentach w ponad trzydziestu krajach. Pewnie, że zdecydowanej większości w życiu na oczy nie widziałem. Nawet nie wiem, ilu ich dokładnie jest. Ale są to moi Współbracia, bo łączy nas ta sama misja, ten sam charyzmat i osoba naszego ojca Założyciela. Kiedy będę miał imieniny albo kiedy ich o to poproszę, będą się za mnie modlić. Tak jak ja w dniu ich imienin modlę się za każdego z nich (każdy pijar ma ogólnozakonny kalendarz z wypisanymi na każdy dzień imionami i nazwiskami solenizantów).
W opuszczeniu wszystkiego dla Jezusa i dla Ewangelii doświadczam, jak wielki jest Pan. Bo przecież chociaż opuszczam rodzinny dom, to jednak jako zakonnik – pijar nie muszę zrywać żadnych kontaktów z nikim. Ciągle możemy się spotykać, dzwonić do siebie, rozmawiać i odwiedzać. Tyle tylko, że już razem nie mieszkamy. Ofiara jest więc z mojej strony wcale nie taka wielka.
Lubię ten fragment Ewangelii. Przeżywam go namacalnie w swoim życiu. Jest w tej Ewangelii jednak coś, co trochę mnie zastanawia i niepokoi. Jezus mówi: ,,Nikt nie opuszcza domu, braci, sióstr, matki, ojca, dzieci i pól z powodu Mnie i z powodu Ewangelii, żeby nie otrzymał stokroć więcej teraz, w tym czasie, domów, braci, sióstr, matek, dzieci i pól, wśród prześladowań, a życia wiecznego w czasie przyszłym.”
I to wyrażenie ,,wśród prześladowań” coraz bardziej mnie zastanawia. Bo choć już teraz doświadczam tej wielości domów, braci, sióstr, itp. szczerze powiem, że prześladowań nie doświadczam. Przeciwnie – poza niewielkimi epizodami ludzkiej nieżyczliwości (któż z nas jej nie doświadcza?) – nie mogę powiedzieć, żebym był przez kogokolwiek prześladowany.
Z tego fragmentu doświadczam tego, co dobre, co pozytywne. Pan pomnaża to, co sam mu kiedyś oddałem. Nie doświadczam jeszcze tylko zapowiadanych prześladowań. To może oznaczać tylko jedno: jeszcze nie do końca w pełni realizuje się w moim życiu ta właśnie dzisiejsza Ewangelia.