Czas na inwestowanie…
W ostatnich tygodniach zauważyłem, że wielu młodych (i chyba nie tylko młodych) bardzo żywo interesuje się przepowiedniami wieszczącymi koniec świata. Niektórzy powołują się na tzw. trzy dni ciemności, o których kiedyś wspominał o. Pio. Inni wciąż przywołują Nostradamusa albo Babę Wangę, której – ponoć – dwie największe przepowiednie na rok 2022 już się ziściły. Inni jeszcze z niepokojem patrzą na ręce kremlowskiego zbrodniarza i zastanawiają się nad tym, jaki związek z końcem świata może mieć broń nuklearna.
Nie mam zamiaru nikogo tu oszukiwać – prawda jest taka, że to, co nazywamy końcem świata zbliża się nieuchronnie. Nie wiemy, czy doczeka go nasze pokolenie – prawdopodobnie nie. Jednego możemy być jednak pewni: koniec świata przyjdzie. I nie powinno być to dla nas wielkim zaskoczeniem. Wszak nie od dziś w Credo powtarzamy (pytanie, na ile świadomie?) słowa: ,,I powtórnie przyjdzie w chwale sądzić żywych i umarłych.”
Owo powtórne przyjście Jezusa na ziemię (czyli Paruzja) będzie właśnie końcem świata. Jeśli ktoś – zastanawiając się nad końcem świata – przyjmuje to jako fakt, który ma nastąpić, ale nie traci na tym puncie głowy, nie wpada w panikę, nie myśli o tym nieustannie, nie szuka potwierdzenia albo zaprzeczenia w innych przepowiedniach czy wróżbach, to dobrze. Zdrowy dystans do sprawy mieć trzeba. Jeśli jednak ktoś łapie się na tym, że ciągle o tym myśli, jego serce napełnia się lękiem i zaczyna wpadać w panikę – to fatalnie.
W jednym i drugim przypadku warto sobie przypominać niezwykle ważną prawdę: nasze ziemskie życie jest tylko przygotowaniem do wieczności. Niczym więcej, choć niektórzy na tym świecie żyją tak, jakby mieli nigdy nie umrzeć. A tymczasem te kilkadziesiąt lat, jakie Pan Bóg nam daje na tym łez padole, jest czasem na to, byśmy jak najlepiej przygotowali się na wieczność. Wielu tego nie rozumie. Najważniejsze jest ciągle przed nami. To trochę tak, jakbyśmy kupili bilet na bardzo dobry, wyczekiwany i reklamowany od dawna film. Mamy już bilet w ręku, wchodzimy do kina, zajmujemy miejsce, oglądamy reklamy i – zadowoleni, bo przecież byliśmy w kinie – wychodzimy.
A przecież nie oglądanie reklam jest istotą bycia w kinie. Najlepsze jest potem, najlepsze jest dopiero po reklamach. Można się tak zafiksować na punkcie reklam, że nie doczeka się seansu. Podobnie z naszym przygotowanie się na wieczność. Życie na tym świecie – choć piękne i cudowne – może nam uciec jak woda przez palce, gdy będziemy zajmować się bzdetami. Można marnować czas na głupoty i z coraz większym lękiem myśleć o tym, że moment rozstania z tym światem jest coraz bliżej. Można jednak zupełnie inaczej: swoje ziemskie życie można potraktować jako czas na inwestowanie w przyszłość. Także w tę przyszłość wieczną.
Trafnych inwestycji zatem…