Często czytana, wciąż mało znana…
Kilka dni temu po raz kolejny zabrałem się za lekturę Biblii. Znów od deski do deski. Od Rodzaju do Apokalipsy. Znów, choć są takie Księgi (szczególnie w Starym Testamencie), których nie trawię i przez które trudno mi się przebić. Ale czytam… W końcu nieznajomość Biblii jest nieznajomością Chrystusa.
Tym razem postanowiłem zacząć czytać nieco inaczej niż dotąd. Od kilku dni robię to pod kątem osób występujących w poszczególnych Księgach. Dotąd czytałem bardziej całościowo, zwracając raczej uwagę na wydarzenia. Pewnie przez to trudno było czasem pokojarzyć konkretne osoby, jakoś je umiejscowić i ustawić w relacji do innych. Teraz zmieniam sposób czytania tak, by nawet bohaterów o trudnych do wypowiedzenia imionach móc ustawić we właściwym miejscu biblijnej genealogii.
Wspominam dziś o tym, by i Was zachęcić do takiego czytania Biblii. Czytanie dla samego czytania czasem bywa mało atrakcyjne i nieraz kończy się wszystko na słomianym zapale. Śledzenie poszczególnych kart pod jakimś konkretnym kątem nie tylko daje satysfakcję z posiadanej wiedzy (no bo kto z Was wie, że np. wg Biblii Noe był prapraprapraprapraprawnukiem Adama i Ewy?), ale też zapala do dalszej lektury. Takie czytanie to przygoda, na którą naprawdę każdy z nas może sobie pozwolić…