Droga w jedną stronę…
Ewangelia wg św. Jana 3,1-8.
Był wśród faryzeuszów pewien człowiek, imieniem Nikodem, dostojnik żydowski. Ten przyszedł do Niego nocą i powiedział Mu: «Rabbi, wiemy, że od Boga przyszedłeś jako nauczyciel. Nikt bowiem nie mógłby czynić takich znaków, jakie Ty czynisz, gdyby Bóg nie był z Nim». W odpowiedzi rzekł do niego Jezus: «Zaprawdę, zaprawdę, powiadam ci, jeśli się ktoś nie narodzi powtórnie, nie może ujrzeć królestwa Bożego». Nikodem powiedział do Niego: «Jakżeż może się człowiek narodzić będąc starcem? Czyż może powtórnie wejść do łona swej matki i narodzić się?» Jezus odpowiedział: «Zaprawdę, zaprawdę, powiadam ci, jeśli się ktoś nie narodzi z wody i z Ducha, nie może wejść do królestwa Bożego. To, co się z ciała narodziło, jest ciałem, a to, co się z Ducha narodziło, jest duchem. Nie dziw się, że powiedziałem ci: Trzeba wam się powtórnie narodzić. Wiatr wieje tam, gdzie chce, i szum jego słyszysz, lecz nie wiesz, skąd przychodzi i dokąd podąża. Tak jest z każdym, który narodził się z Ducha».
Chyba nikogo z nas nie dziwi to, że aby wejść do Królestwa, trzeba spełnić bardzo określone warunki. Cóż to byłby za dwór i co to byłoby za królestwo, gdyby każdy wchodził tam tak, jak chce i tą drogą, która mu się akurat podoba? To nie byłoby żadne królestwo, ale przeciwnie – bezkrólewie. Zasady zawsze ustala król, nigdy ten, kto chce się do królestwa dostać.
Dokładnie tak samo ma się sprawa z byciem w Kościele. Nie może nas dziwić to, że w Kościele też obowiązują pewne zasady. Pierwsza, ustalona przez samego Jezusa, jest bardzo prosta – trzeba wejść przez bramę, jaką jest chrzest. To jest to ponowne narodzenie, o którym Jezus dziś mówi Nikodemowi.
Chrzest to droga w jedną stronę, nikt bowiem – nawet największy zbrodniach tego świata – jeśli kiedyś był ważnie ochrzczony, nie może być odchrzczony. Sakrament chrztu wyciska bowiem na duszy człowieka niezatarte znamię – jak mówi nam Katechizm – przez co człowiek na zawsze staje się członkiem wspólnoty Kościoła. Nawet, jeśli kiedyś nie będzie tego chciał; nawet, jeśli kiedyś Kościoła się wyrzeknie i podpisze akt apostazji. Nic nie jest w stanie wymazać z duszy człowieka tego sakramentalnego znamienia.
Warto zauważyć, że Kościół jest tutaj bardzo konsekwentny. Nie tylko nie pozwala konkretnemu człowiekowi na ,,wymazanie” sakramentu, ale także sam nigdy nikogo tego niewidzialnego znamienia nie pozbawia. Może karać ludzi różnymi sankcjami: może nakładać kary ekspiacyjne, nagany, upomnienia kanoniczne, suspensy czy nawet ekskomuniki, ale zawsze ze świadomością, że obłożona osoba jest ochrzczona i że jest częścią Kościoła.
Mówię o tych różnych obowiązujących w Kościele zasadach, ponieważ czasem się zdarza, że ktoś chce być w Kościele, ale nie na zasadach ustalonych przez Kościół, ale na swoich własnych. I mamy do czynienia z takimi sytuacjami, kiedy ktoś np. nie zgadza się z definicją grzechu ciężkiego i żyjąc w takim grzechu przyjmuję Komunię św. albo kiedy – żyjąc z dala od nauki Magisterium – próbuje korzystać z praw, które absolutnie mu się nie należą (np. ktoś żyjący w konkubinacie rości sobie prawo do bycia ojcem chrzestnym).
Rozmowy z takimi ludźmi zawsze są bardzo trudne, bo trzeba się w nich zmierzyć z zarzutem, że Kościół ogranicza moje prawa. Nie, Kościół nie ogranicza twoich praw, bo bycie ojcem czy matką chrzestną wcale nie jest twoim prawem. Jest przywilejem, jest możliwością, ale nie jest żadnym prawem, z którego koniecznie musisz korzystać. Jeśli jesteś tego niegodny, Kościół ma prawo ci odmówić skorzystania z tego przywileju.
Kościół ma prawo ustalać pewne zasady, które w nim obowiązują. Pierwsze i fundamentalne zasady funkcjonowania Kościoła ustalił sam jego Założyciel. Ale dał prawo tym, w których ręce oddał stery Kościoła, by oni tym Kościołem kierowali. Wszystko, co zwiążecie na ziemi, będzie związane w niebie, a co rozwiążecie na ziemi, będzie rozwiązane w niebie (Mt 16,19).
Może dziś, kiedy Jezus mówi o chrzcie, jako o warunku wejścia do Kościoła, warto zapytać się o to, czy z wszystkimi zasadami, na jakich funkcjonuje Kościół, osobiście się zgadzam. Może są takie sprawy, które wywołują we mnie jakiś bunt, brak akceptacji. Czy jest coś takiego, z czym – będąc przecież cząstką Kościoła – ewidentnie się nie zgadzam?