Gdy trafi kosa na kamień…
Ewangelia to jednak jest niesamowita.
Uczy życia jak żadna inna księga. I to na każdym kroku. Ale po kolei…
Wybrałem się dziś wieczorem do kina na długo zapowiadanego ,,Gierka.” Moją ocenę filmu zostawię dla siebie. Powiem tylko tyle, że jeśli ktoś chciałby obejrzeć peany na cześć bohatera narodowego, powinien pójść na ten film. Lubię słodkie, ale dziś trochę mnie zemdliło. Na jakieś dwadzieścia minut przed końcem nagle zgasł cały ekran. I to dokładnie wtedy, kiedy tytułowy Gierek miał zawał. Myśleliśmy, że taki jest scenariusz, ale kiedy fonia w dalszym ciągu była normalnie, a na ekranie nadal nic nie było widać, ludzie zaczęli wychodzić z sali. Nie trudno domyśleć się tego, co działo się na holu, kiedy widzowie napotkali młodą dziewczynę z obsługi.
– Chcemy rozmawiać z kierownictwem – starszy jegomość wyraźnie kreował się na lidera kilkunastoosobowej grupy. – Niech się pani pospieszy, nie będziemy na darmo tracili tu czasu.
Dziewczyna, pewnie jeszcze studentka, nie bardzo wiedziała, gdzie kierowniczki szukać. Obiecała jednak, że się pospieszy. Kiedy wróciła do nas z wiadomością, że jednak kierowniczki nie udało się znaleźć, starszy jegomość nawet nie ukrywał swojego zdenerwowania:
– Albo pani zaraz zawoła kierowniczkę, albo za chwilę zadzwonimy po telewizję i zrobimy wam tutaj niezłą reklamę.
– Chyba pan zadzwoni. Proszę się uspokoić i mówić tylko w swoim imieniu – zaoponowałem widząc, że dziewczyna nie bardzo wie, gdzie ma się schować. – Tak, tak, niech pani na spokojnie poszuka przełożonej. Kto ma czas, niech poczeka, pozostali mogą złożyć reklamację przez internet – zasugerował jakiś zdroworozsądkowiec.
Po kilku minutach kierowniczka w asyście dziewczyny podeszła do nas. Przeprosiła i każdemu wręczyła karnet uprawniający do obejrzenia w przyszłości dowolnie wybranego przez siebie filmu. A więc nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Tylko niesmak pozostał. Nie, nie po niedokończonym filmie. Bardziej po tym dalekim od przyzwoitości zachowaniu starszego jegomościa. Ta dziewczyna mogłaby być jego wnuczką, a on tak publicznie zgnoił ją tylko dlatego, że akurat szła korytarzem. Przecież to nie jej wina, że sprzęt się zepsuł. To nie jej wina, że kierowniczka akurat wyszła z biura. To nie jej wina…
Jest mądrość w Ewangelii. Mam teraz na myśli konkretnie ten fragment, który każe nam w drugim człowieku widzieć brata i siostrę. Czy zachowałbyś się tak samo, szanowny jegomościu, gdyby po tym korytarzu szła akurat twoja córka albo wnuczka? Na pewno nie. Czy patrzyłbyś spokojnie, gdyby ktoś inny na twoją córkę albo wnuczkę wylewał swoje frustracje? Także nie. A skoro nie, to dlaczego ty zachowałeś się tak skandalicznie wobec czyjejś córki i wnuczki? Kto dał ci takie prawo?
Ewangelia nigdy nie przestanie być aktualna. Niektórzy zarzucają jej, że jest niedzisiejsza, staroświecka, zacofana, a z drugiej strony ciągle łapiemy się na tym, że jeszcze wielu z nas nie żyje Ewangelią na co dzień. Że teoria rozjeżdża się z praktyką.
Po drodze z kina do klasztoru taka właśnie refleksja zrodziła się w mojej głowie. Mam nadzieję, że refleksję podjął także negatywny bohater tej historii. Czy czegoś go ona nauczyła? Życie zweryfikuje przy najbliższej okazji. Gorzej, gdy trafi kosa na kamień.
Ale heca się porobiła!