Gorzkie Żale na kolędzie…
W naszych parafiach rozpoczął się czas wizyty (nie wizytacji !!!) duszpasterskiej. Od kilku dni odwiedzamy kolejne mieszkania, spotykając się z tymi, którzy chcą wpuścić księdza do siebie. To dobra okazja do tego, by porozmawiać … na każdy temat. Nie tylko o wierze, o Panu Bogu, o Kościele. Również o chorobach, niespłaconych kredytach, rodzinnych niepowodzeniach czy zwolnieniach z pracy. Całe morze ludzkich spraw.
I bez wątpienia jest to ta lepsza strona wizyty kolędowej. Strony są jednak dwie. Ta druga, mniej fajna, też daje o sobie znać.
Gro ludzi – rzecz jasna nie tylko w naszej parafii – to ludzie bardzo roszczeniowi, którzy wykorzystują czas kolędy na to, by uświadomić księdzu, co w parafii powinno się zmienić.
W jednym mieszkaniu słyszę: ,,Ale ten wasz (wasz a nie nasz !!!) organista dużo na tych Mszach św. gra. Zupełnie nie można się skupić na modlitwie.”
W innym mieszkaniu: ,,Czy nie można tak zrobić, żeby organista na Mszach śpiewał więcej pieśni? On tak pięknie gra.”
W jednym domu: ,,Jak to dobrze, że są w kościele te ekrany. Nie trzeba nosić książeczek, bo teksty są wyświetlane na monitorach. To bardzo dobry pomysł.”
W innym mieszkaniu: ,,Kto to wymyślił te ekrany? Przecież te czerwone literki dla normalnych ludzi są niewidoczne. Czy nie można wyrzucić tych ekranów i powiesić normalnych, białych?”
W jednym domu: ,,Ale będzie pięknie jak już będziemy mieli te nowe organy.”
(W naszym kościele trwają prace montażowe organów z prawdziwego zdarzenia).
W innym domu: ,,Nowe organy? Po co nam nowe organy? Przecież mamy już organy? Gdzie to tyle pieniędzy wydawać na nowe organy?”
A ja… A ja siedzę sobie w takim jednym czy drugim mieszkanku, słucham tych gorzkich żali i myślę sobie: ,,Panie Boże, co ja robię tu?” Patrzę dyskretnie na zegarek i uświadamiam sobie, że … najzwyczajniej w świecie marnuję swój czas.
Kiedy wchodzę w temat, zwykle okazuje się, że niejeden z takich zatroskanych parafialnych ,,doradców” i tak chodzi do kościoła tylko na święta, na ekran nie patrzy wcale, bo i tak gęby w kościele nie otwiera, a na organy nie dał jeszcze ani jednej złotówki.
Jeszcze kilka takich kolęd i dojdę do wniosku, że narzekanie i marudzenie to nasza cecha narodowa…
Co ja robię tu… uuuu uuu…. co Ty tutaj robisz….
Nie martw się! Ludzie tacy są. Ciesz się tymi którzy ciepło Cię przyjmują i nie mają w zamiarze tylko narzekać 🙂 Głowa do góry!
Głowa do góry Piotr! Życie ma swoje fajne i mniej fajne momenty.
Nie dogodzisz, choćbyś się nie wiadomo jak spinał. Trzeba się z tym pogodzić i już.
Lekarstwem na czyjeś narzekanie jest nasze błogosławieństwo.
Dzięki za wpis. Pozdrawiam!
Ojcze Piotrze! Są i tacy, którzy naprawdę czekają na Wasze odwiedziny przez ok. 2 lata. Jeśli narzekamy, to tylko że tak rzadko jesteście i czy nie można wrócić do corocznej kolędy.Zawsze z przyjemnością przyjmujemy Was do naszego domu i żałujemy że tak krótko, że ksiądz musi się spieszyć, bo następni czekają i się niecierpliwią, a chcielibyśmy wypić spokojnie herbatkę, coś zjeść, porozmawiać bez pośpiechu i w ten sposób poznać bliżej naszych duszpasterzy (naturalnie tych co jeszcze dobrze nie znamy). Może się to kiedyś spełni. Dziękujemy za wsystko.
Obok kolędowego marudzenia jest – rzecz jasna – całe morze i ogrom kolędowej ludzkiej życzliwości, otwartości, itp. I pewnie każdy ksiądz przeżywa w czasie kolędy taki moment, kiedy chciałby rzeczywiście w niejednym domu napić się herbaty, porozmawiać o czymś dłużej, itp. To takie naturalne… I Bogu dzięki za tych wszystkich ,,pozytywnych” ludzi. Dziś np. na 15 mieszkań, aż w 9 zaproponowano mi herbatę. Cudownie… Trudno jednak się rozsiadać na herbatce, kiedy przed nami jeszcze ludzie czekają na księdza. Nic chyba jednak nie stoi na przeszkodzie, by jednego czy drugiego księdza zaprosić na herbatę poza czasem kolędy. Jest to jakiś pomysł i niektórzy nasi Parafianie naprawdę z takiej możliwości korzystają.
A da się ksiądz kiedyś zaprosić na herbatkę???
Z reguły nie odmawiam.