Najtrudniejszy pierwszy krok…
Trzynastego maja w piątek urodziła pięć kociątek – ta stara jak świat piosenka, którą podsłyszałem gdzieś w dzieciństwie przypomniała mi się, gdy uświadomiłem sobie, że w tym roku trzynasty maja wypada w piątek. Dla jednych piątek trzynastego to data pechowa, dla czcicieli Matki Bożej odwrotnie – to czas wielkiej łaski.
To właśnie dziś rozpoczynamy tegoroczne nabożeństwa majowe. Od lat cieszą się one w naszej Ojczyźnie wielkim zainteresowaniem, chociaż trzeba powiedzieć, że gromadzą one w kościołach bardziej pokolenie Piusa XIII, Jana XXIII i Pawła VI niż Benedykta i Franciszka. Może to dlatego, że do nabożeństw maryjnych trzeba po prostu dorosnąć. Dopóki modlitwa różańcowa będzie się komuś wydawała bezmyślnym klepaniem Zdrowasiek, dopóty nie ma wielkiej nadziei na udział kogoś takiego w nabożeństwie fatimskim.
Czasem trzeba się po prostu przemóc. Wziąć do ręki różaniec i po prostu zacząć… Jeden z moich współbraci – propagator nowenny pompejańskiej – powiedział mi kiedyś: Jeśli raz odmówisz pompejankę, to masz pragnienie odmawiania jej po raz kolejny. Bo po prostu potem ci czegoś brakuje. Dziś mogę się podpisać pod tymi słowami. Rzeczywiście tak jest.
Jeśli ktoś raz dobrze nauczy się modlić na różańcu, nigdy nie przestanie. Bo różaniec zwyczajnie wciąga. I tak jak w życiu, tak i w modlitwie – najtrudniejszy pierwszy krok.