Nie ma takiego krzyża…
Całkiem sporo moich facebookowych znajomych wrzuciło na swój profil zdjęcie Pana Jezusa sprzed Bazyliki Świętego Krzyża w Warszawie. Figury – jak wielu napisało – zbezczeszczonej i sprofanowanej przez aktywistów LGBT, z umieszczoną na niej tęczową flagą.
Zdaje się, że do bezczelności tych biednych ludzi już się przyzwyczailiśmy. Przerabialiśmy już kiedyś Matkę Bożą z tęczową aureolą, profanacje Eucharystii, procesji Bożego Ciała. Przerobimy też zbezczeszczenie wspomnianej figury.
Mam jednak w związku z tym pewną refleksję i chcę się nią podzielić. Wydaje mi się, że warto na to, co zrobiono z figurą przed kościołem księży misjonarzy, popatrzeć głębiej niż tylko przez pryzmat walki z Kościołem. Działacze LGBT przyczepili do Jezusowego krzyża tęczową flagę, która jest symbolem… ich własnego krzyża.
Zbyt długo już siedzę w konfesjonale i ze zbyt wieloma osobami o skłonnościach homoseksualnych rozmawiałem, by nie wiedzieć, że bycie gejem czy lesbijką jest dla wielu ogromnym krzyżem i cierpieniem. Zwykle, kiedy mówimy o osobach homoseksualnych, myślimy o tych z Parad Równości i gejowskich klubów. To jednak tylko jedna strona medalu.
Znam takich, którzy mając takie skłonności, bardzo cierpią. Nie godzą się z tym, co czują i czego pragną. Czasem mają nawet żal do Pana Boga, że im ,,tego” nie zabiera. Modlą się, poszczą, pielgrzymują, bo chcą żyć, czuć i kochać normalnie. Ale często nic się nie zmienia, a nieraz nawet wszystko to się pogłębia i utrwala.
Kiedy więc patrzę na Jezusa z tęczową flagą obok krzyża, myślę sobie, że ta scena ma jakiś drugie dno. Rzecz jasna, prowokatorzy nie rozumowali moimi kategoriami, ale ja widzę tu symboliczne przekazanie Jezusowi tego, co jest wyrazem i znakiem życiowego krzyża bardzo wielu ludzi. Takich, którzy nigdy nie byli na żadnej Paradzie Równości i nigdy nie byli w gejowskim klubie. Ludzi, którzy się modlą, spowiadają, cierpią i walczą.
W pierwszym odruchu na widok tego zdjęcia rodzi się we mnie pretensja i chęć ukarania tych, którzy depczą nasze wartości i świętości. I jestem za tym, żeby ich wszystkich pociągnąć do odpowiedzialności. Ale po chwili refleksji myślę sobie, że może właśnie – całkiem nieświadomie – robią oni wielką przysługę tym, którzy myślą inaczej. Bo przypominają im, że własny krzyż – także ten związany z niechcianą orientacją seksualną – można (a nawet trzeba) oddać Jezusowi. Jemu ofiarować i z Nim w parze go dźwigać.
Jezus nie brzydzi się ludzkimi słabościami, grzesznymi skłonnościami czy pragnieniami. Za tych, którzy Mu tę flagę w stolicy włożyli, On również umarł. I choć intencje tych biednych ludzi dla nas wszystkich są jasne i godne potępienia, ja odczytuję to zdjęcie właśnie w taki sposób. Nie ma przecież takiego krzyża, którego nie można byłoby ofiarować Jezusowi.