Nie złościć się, ale współczuć…
W tym roku akademickim tak sobie plan ułożyłem, że w środowe wieczory czmycham z seminarium i idę do naszego parafialnego kościoła, by tam – razem z naszymi parafianami, a więc zupełnie inaczej niż w kaplicy seminaryjnej – sprawować wieczorną Eucharystię.
Każda z tych Mszy św. jest poprzedzona nowenną do Matki Bożej Nieustającej Pomocy. W kościele oczywiście znacznie mniej osób niż wtedy, kiedy limitów nie było. Ale intencji do nowenny chyba tyle samo. Ludzie wciąż dziękują za to, co otrzymują i proszą o łaski, których potrzebują. Wszystkie te złożone do koszyczka intencje są wyczytywane głośno. Ktoś prosi o zdrowie, ktoś o pracę, ktoś o szczęśliwą podróż. Ktoś inny o zachowanie rodziny od wirusa.
Wczoraj, słuchając tych wszystkich podziękowań i próśb, przyszła mi refleksja, że jednak – mimo wszystko – jesteśmy szczęściarzami. Bez względu na to, co się w życiu dzieje, człowiek wierzący ma do Kogo przyjść i ma do Kogo wołać. Bez względu na osobistą relację.
Nie każdy przecież, kto o coś Boga prosi, jest wzorowym chrześcijaninem. Bóg czeka na każdego, ale tylko niektórzy z tego korzystają. Są jak ta uboga wdowa, która przychodzi do sędziego i jest tak natarczywa w swoim proszeniu, że sędzia w końcu – wcale nie z dobrego serca, ale tylko dlatego, żeby pozbyć się problemu – spełnia jej prośbę.
Smutno mi się wczoraj na tej nowennie zrobiło, bo uświadomiłem sobie, że ludzie, którzy nie wierzą i którzy są z dala od Boga i Kościoła, też przecież przeżywają takie same problemy jak ci, którzy się modlą. Oni też mają swoje trudności, też chorują, też w ich rodzinach nie zawsze się układa. Tyle tylko, że z tymi swoimi trudnościami zostają zupełnie sami.
To musi być bardzo trudne dla nich doświadczenie. Totalna bezsilność, bezradność. Żadnej wyższej instancji. Żadnej pomocy. Nikogo, od kogo można byłoby spodziewać się ratunku.
Ogromną biedą jest niewiara. I to z dwóch powodów. Po pierwsze dlatego, że człowiek wie, że może liczyć tylko na swoje słabe i niewystarczające możliwości. Po drugie dlatego, że wie, iż z tym wszystkim jest sam. Dwie ludzkie biedy łączą się ze sobą w jedną prawdziwą nędzę człowieka bez wiary. W przypadku ludzi wierzących jest zupełnie inaczej. Wiedzą oni wprawdzie, że ich możliwości są ograniczone, ale wierzą też, że ze swoimi trudnościami nie zostają sami.
Nie wiem, czy na co dzień uświadamiamy sobie to, jak wielkim skarbem jest wiara w Boga. Skarbem przeogromnym. Nie ma się co złościć na tych, którzy tego skarbu w swoim życiu nie odnaleźli. Nie złość jest tu na miejscu, ale nasze zwyczajne, braterskie współczucie.
Liczne są cierpienia grzesznika,
ufających Panu łaska ogarnia.
Psalm 32