Niech Pan da Ci niebo…
Z nieskrywanym smutkiem przyjąłem dziś wiadomość o śmierci ks. prałata Józefa Słomskiego, wieloletniego proboszcza konkatedry w Kołobrzegu. Kapłana zasłużonego dla koszalińsko – kołobrzeskiej diecezji, dla miasta Kołobrzegu i dla parafii konkatedralnej. Dwa razy w życiu miałem okazję spotkać Go osobiście. I to drugie spotkanie pamiętam do dziś.
Było to kilka lat temu. Spędzając parę godzin w Kołobrzegu i mając w perspektywie celebrowanie Mszy św. wieczornej, postanowiłem skorzystać gdzieś z sakramentu pojednania. Spacerując po centrum, wszedłem do bazyliki – w konfesjonale nikogo. Poszedłem do pobliskiego kościoła św. Józefa – też akurat w konfesjonale pusto. I nagle olśnienie:
,,Idź do Domu Księży Emerytów. Tam na pewno się uda…”
Poszedłem. Przy drzwiach nacisnąłem pierwszy przycisk domofonu. Cisza. Drugi – cisza. I w końcu przycisk do mieszkania ks. Józefa. Wiedziałem, że to starszy kapłan i przez chwilę biłem się z myślami, czy powinienem mu poprzeszkadzać. W końcu nacisnąłem guzik. Chwila wyczekiwania i …
– Szczęść Boże, Księże Prałacie, tutaj o. Piotr z Krakowa. Czy mógłbym u Księdza skorzystać ze spowiedzi? Nie wiedziałem wtedy jeszcze, że swego czasu ks. Józef bywał w wakacje w Krakowie, gdzie w jednym z klasztorów żeńskich zastępował siostrom kapelana.
– Zapraszam, niech ojciec wejdzie – usłyszałem.
Do końca życia zapamiętam tę spowiedź. Przez jeden mały szczegół. Kiedy, opierając się o stół, uklęknąłem w jego pokoju, ks. Józef – ku mojemu wielkiemu dziwieniu – nie usiadł na krześle, ale uklęknął przy stole razem ze mną. Zrobiło mi się niezręcznie – miał już przecież prawie 80 lat. Nie bardzo wiedziałem, jak wtedy zareagować.
Pierwszy i jak dotąd ostatni raz przeżywałem wtedy sakrament spowiedzi, w czasie którego spowiednik klęczał razem z penitentem. Trwało to wszystko może kwadrans, może trochę dłużej. Nieważne… W takich chwilach na zegarek się przecież nie patrzy.
Kiedy podziękowałem, pożegnałem się i wychodziłem z mieszkania, powiedział: ,,Ojciec jest jeszcze młody, ale niech ojciec pamięta, że każdy ksiądz jest jak kran. Czasem sam może być zardzewiały, ale i tak płynie z niego żywa woda.”
Księże Józefie, pamiętam…
Tak zapamiętałem tamtą spowiedź i tamtego Spowiednika. Wpisuję go dziś na listę tych, którzy odeszli, ale którzy kiedyś w ogródku pod tytułem ,,Moje powołanie” zasiali jakieś ważne i dobre ziarenko.
Księże Józefie – niech Pan da Ci niebo. Będę się o to modlił.