Non omnis moriar
Odłożyłem właśnie na półkę książkę o kimś, kogo śmiało można nazwać bohaterem. To jego bohaterstwo było nagradzane bardzo wiele razy przez różne instytucje. Otrzymał m.in. Order Orła Białego i Krzyż Wolności i Solidarności. Tytuł doktora honoris causa nadały mu Akademia Teologii Katolickiej w Warszawie (1991) i Uniwersytet Rzeszowski (2009).
Nadano mu także wiele honorowych obywatelstw (jest m.in. Honorowym Obywatelem Przemyśla – 1993 r., Honorowym Obywatelem Rzeszowa – 1994 r.) i jeszcze więcej różnych honorowych członkostw. W 1997 r. nagrodzony został tytułem Małopolanina Roku, a Sejm Rzeczypospolitej Polskiej zdecydował o ustanowieniu roku 2018 rokiem jego imienia.
Mowa oczywiście o arcybiskupie Ignacym Tokarczuku, który w latach 1966 – 1993 był przemyskim ordynariuszem. Opatrzność wybrała go na niełatwe czasy i posłała na niełatwe ziemie.
Był zdecydowanym przeciwnikiem wchodzenia z komunistami w jakikolwiek dialog. Właśnie to było powodem wielu zgrzytów między nim a prymasami Wyszyńskim i Glempem. Tokarczuk nie przepadał też za wyjazdami do Rzymu. Pewnie dlatego, że tam również dostawał po nosie za swoją nieustępliwą politykę wobec władzy ludowej. Był bohaterski i bezkompromisowy.
O tej bezkompromisowości świadczą liczby. Liczy się, że na terenie diecezji przemyskiej – bez zgody komunistów, za to przy pełnym poparciu i nieraz finansowej pomocy arcybiskupa – wybudowano bez pozwoleń ponad… 400 kościołów.
Kiedy Arcybiskup wybierał jakiegoś duchownego i zlecał mu misje budowania kolejnego kościoła, słyszał często od takiego księdza (wszak nie wszyscy byli tak odważni jak Tokarczuk):
– Księże Arcybiskupie, ale tak nie można.
Arcybiskup odpowiadał wtedy:
– Można, można, tylko z wolna i z ostrożna.
