Podłość ludzka nie zna granic…
Od domu zakonnego przy Meissnera do szkoły, w której uczę idę dokładnie… dwie dziesiątki różańca. Bez jakiegoś specjalnego pośpiechu, ale też bez przesadnego przeciągania – po prostu normalnym krokiem dwie dziesiątki różańca sobie odmawiam. Po drodze – oczywiście – spotykam różne osoby i – niestety – nie tylko osoby.
Kilka dni temu spotkałem starszą panią, która na spacer – warto dodać, że bez smyczy i bez kagańca – wyprowadzała swojego owczarka. Tak to już jest, że duży czarny kawał materiały zwany habitem wzrok czworonogów przyciąga. Nie inaczej było tym razem. Wspomniany owczarek podbiegł do mnie i porządnie obszczekał. Dobrze, że nie osikał, ale to pewnie tylko dlatego, że zasłoniłem się plecakiem. Tymczasem starsza pani – jak gdyby nigdy nic – szła sobie obok. Wprawdzie kilka razy zawołała pupila po imieniu, ale tak subtelnie, że pupil miał to w nosie. Bynajmniej nie rzuciła mi się na ratunek, choć mogła, bo wyglądała na w pełni zdrową i silną.
Musiałem swoje odstać i w końcu po dłuższej chwili bydlę dało za wygraną. Odwróciłem się więc i nie chcąc zostawiać tak całej tej sytuacji, wyraźnie zdenerwowany powiedziałem: – Może by tak pani powiedziała ,,przepraszam.” Wystraszyłem się tego psa, a pani powinna go trzymać na smyczy.
– Nie mam za co przepraszać – odburknęła chamsko – to on się bardziej wystraszył. Poza tym wy, księża, nie robicie nic innego, tylko wszystkich ciągle straszycie.
Na tym zakończę tę historię i nie dopiszę tego, co sobie o tej babie pomyślałem. To wie tylko Pan Bóg i mój spowiednik. No cóż… Bożena Dykiel w Wyjściu awaryjnym miała rację: ,,Podłość ludzka nie zna granic.”
Ps. Chyba sobie kupię rottweilera 🙂
podoba mi się ta miara czasu 🙂
podoba mi się ta miara czasu