Potrzebujemy dystansu…
Dość często zdarza mi się, że odwiedzając różnych księży – np. w ramach rekolekcji parafialnych – na dłużej zatrzymuję się przy parafialnej biblioteczce. Nie inaczej było jakiś czas temu w Biłgoraju. Kilka razy przeglądałem całkiem spore proboszczowskie zbiory, a on – jako, że już powolutku wita się z emeryturką – cieszył się, że jego książki mogą się komuś przydać i że w ogóle ktoś jeszcze czytuje to samo, co on.
Do Krakowa przywiozłem sobie stamtąd kilka ciekawych pozycji. Jedną z nich właśnie odłożyłem na półkę. Przeciekawa książka – autobiografia biskupa, o którym w Polsce swego czasu słyszeli wszyscy. ,,Tobie, Panie, zaufałem…” arcybiskupa Stanisława Wielgusa.
To znana postać w polskim Kościele. Nagle i agresywnie zepchnięta do narożnika. To wybitny polski intelektualista, który podczas obejmowania stolicy biskupiej w Warszawie oskarżony został o współpracę z SB. Dobrze pamiętam ten dzień, w którym odbywał się ingres.
To był początek stycznia 2007 roku. Pomagałem wtedy w kolędzie w rodzinnej parafii i niemal w każdym domu wszyscy oglądali tę emocjonującą transmisję ze Świętojańskiej w Warszawie. W końcu nie co dzień biskupi składają dymisję i to w atmosferze skandalu. I te pytania parafian: Dlaczego on donosił? Dlaczego nie wycofał się wcześniej? Gdzie on ma honor?
Nie broniłem go wtedy, bo cóż mogłem powiedzieć? Byłem tym wszystkim tak samo zaskoczony, jak inni. Bronić go mogę teraz, kiedy przeczytałem kilka książek, artykułów i mam jakąś wiedzę, bardzo wyważoną – myślę – na ten temat. Ale dziś nie o tym.
Cieszę się, że ta autobiografia powstała, bo dano w ten sposób arcybiskupowi prawo do obrony. Wtedy, wiele lat temu, nie mógł się bronić. Wielu – o zgrozo, nawet katolickich publicystów – zwyczajnie go zakrzyczało i zaszczuło. Nie miał wyjścia, musiał ustąpić, schować się. Ale to nie była dezercja. To był przejaw troski o Kościół.
Dziś też wielu ludzi Kościoła jest niesłuchanych. Wielu próbuje się zaszczuć, a przykładem niech będzie sobotnia uroczystość w Poznaniu z udziałem krakowskiego metropolity. Trzeba jednak mieć nadzieję, że krzyki niechętnych Kościołowi kiedyś ustaną. I wtedy będzie czas, by bez emocji spojrzeć prawdzie w oczy. Bo chyba tego nam wszystkim dziś brakuje – dystansu i spokoju. Dystansu także do tego, czym polski Kościół żyje dzisiaj.