Przyszedłem ogień rzucić na ziemię…
Ewangelia wg św. Łukasza 12,49-53.
Jezus powiedział do swoich uczniów: «Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę, ażeby już zapłonął. Chrzest mam przyjąć i jakiej doznaję udręki, aż się to stanie. Czy myślicie, że przyszedłem dać ziemi pokój? Nie, powiadam wam, lecz rozłam. Odtąd bowiem pięcioro będzie podzielonych w jednym domu: troje stanie przeciw dwojgu, a dwoje przeciw trojgu; ojciec przeciw synowi, a syn przeciw ojcu; matka przeciw córce, a córka przeciw matce; teściowa przeciw synowej, a synowa przeciw teściowej».
Jezus rozpoczyna swoją katechezę od słów: ,,Przyszedłem ogień rzucić na ziemię.” Zawsze, kiedy mowa jest w Ewangelii o ogniu, myślę o tym, co wydarzyło się w Wieczerniku w dniu Pięćdziesiątnicy. To właśnie wtedy na zebranych tam zstąpił Duch Święty. Autor Dziejów Apostolskich zapisał: Nagle dał się słyszeć z nieba szum, jakby uderzenie gwałtownego wiatru, i napełnił cały dom, w którym przebywali. Ukazały się im też języki jakby z ognia, które się rozdzieliły, i na każdym z nich spoczął jeden. I wszyscy zostali napełnieni Duchem Świętym (Dz 2,2-4).
Jezus – wyrażając pragnienie, by ogień już zapłonął – pragnie jednocześnie tego, by ludzkość otworzyła się na działanie Ducha Świętego. I to właśnie uczniowie Jezusa mają się na Niego otworzyć jako pierwsi. Nie bez powodu Jezus kieruje dzisiejszą naukę właśnie do uczniów. Pragnieniem Jezusa jest to, żeby działanie Ducha Świętego objawiało się w życiu i misji Jego uczniów. To oni mają dać się porwać Duchowi i – dzięki temu – nosić w sobie ten Boży ogień, który – w przeciwieństwie do ognia, jaki znamy – nie niszczy, ale napełnia serca miłością i pokojem. Uczeń Jezusa nie może stać z boku i grzać się tylko w ogniu innych. Sam też musi mieć ten ogień w sobie.
To cenna wskazówka dla tych, których martwi dzisiejsza kondycja Kościoła. Świadomi tego, że ,,fale piekielne go nie przemogą” i że ,,Kościół jest jak gwóźdź, który im bardziej się w niego uderza, tym bardziej wchodzi” możemy spowolnić (a może nawet z Bożą pomocą zatrzymać) proces laicyzacji. Wystarczy, że damy się prowadzić Duchowi. To doświadczenie nie jest i nie może być zarezerwowane tylko dla duchownych. Każdy, kto chce być uczniem Jezusa, powinien otworzyć się na działanie łaski i z modlitwą na ustach, z sercem pełnym miłości i pokoju, iść do świata. Nie jako ten, który ocenia, krytykuje i potępia innych, ale jako ten, który – na wzór Mistrza – patrzy na ludzi z miłością i zawsze gotów jest zagubionym wskazywać drogę powrotu do Boga. Trudne, ale taka jest właśnie Ewangelia.