Rachu ciachu – rozgrzesz brachu… (cz.I)

 
Pierwsza myśl od której chcę zacząć te rozważania jest następująca: sądzę, że każdy z nas powinien zrobić sobie czasem rachunek sumienia ale nie tylko z własnych grzechów, ile bardziej z naszego podejścia do sakramentu pojednania i pokuty. Podejścia te mogą być bardzo różne, przez co komuś może się wydawać, że jego spowiedzi nie przynoszą żadnej poprawy. Ale po kolei – dziś o spowiedzi jak z karabinu.

Ileż to razy słuchałem w konfesjonale spowiedzi osoby, która robiła wszystko, żebym jej nie usłyszał. Grzechy wyznawane z ekspresowym tempie, usta zasłonięte rękoma, pomiędzy słowami jakieś dziwne chrząkania. Jeśli do tego dołączymy stres penitenta (przecież od razu słychać, kto się denerwuje) oraz dobiegający z kościoła śpiew wiernych lub sam tylko głos organów, to można powiedzieć: ,,Hallo, spowiedź to nie maraton, zacznij od początku.”

I przyznaje, że czasem tak właśnie robię. Przede wszystkim próbuję wprowadzić w cały ten dialog (tak, tak, spowiedzi u mnie nie polegają tylko na wyrecytowaniu grzechów przez penitenta, ale na kilkuminutowej rozmowie) trochę spokoju. Bo tylko w takiej atmosferze można dostrzec pewne błędy i niedociągnięcia.

Zdarza się czasem, że w takiej właśnie spokojnej rozmowie wychodzi na jaw, że wystrzelone w pośpiechu ,,byłem leniwy” wcale nie oznacza chwilowego braku zaangażowania w jakąś pracę, ale dotyczy pogłębiającego się od kilku miesięcy nieróbstwa i życiowej beznadziei.

Wyznawany na spowiedzi grzech: ,,zaniedbywałem modlitwę” albo ,,mało się modliłem” dla kogoś będzie oznaczał tylko kilkukrotne opuszczenie porannego pacierza. Ale ktoś inny – pod takim właśnie terminem – będzie próbował ukryć fakt, że ostatni raz był na Mszy św. rok temu, a o pacierzu w jego wykonaniu to już można co najwyżej pomarzyć.

Jeszcze inny przykład. Ktoś powie: ,,Kłóciłem się z żoną.” No tak – pomyśli sobie spowiednik – każdemu się zdarza. Ale znów, u jednego penitenta pod tym stwierdzeniem będzie się kryła drobna sprzeczka o to, kto ma wyprowadzić psa na spacer, a u kogoś innego będzie chodziło o trwającą od lat przemoc w rodzinie i rodzącą się w sercach nienawiść, która może doprowadzić do tragedii.

Ktoś wyzna: ,,Sięgnąłem po pornografię w internecie.” Jeśli jako spowiednik zbagatelizuję ten problem, może się okazać, że penitent nie zagląda na strony pornograficzne kierowany tylko jakąś głupią ciekawością, ale że np. para się rozsyłaniem w sieci pornografii dziecięcej. Sięga po pornografię w Internecie? Sięga… Czyli nie skłamał, ale prawdy też do końca nie powiedział.

Na przykładzie tych kilku grzechów chcę pokazać, że grzech grzechowi nierówny. Piszę o tym z jednego prostego powodu. Nie bójmy się stawać przed Bogiem i przed sobą w prawdzie. Nie bójmy się stawać w prawdzie przed spowiednikiem. Oszczędźmy spowiadającemu nas księdzu konieczności ciągłego dopytywania o coś.

Znam takie sytuacje, kiedy osoba odchodzi od konfesjonału z jeszcze większymi wyrzutami sumienia, niż do niego przyszła. Dlaczego? Dlatego, że tak próbowała swoje grzechy przy spowiedzi wybielać, że w zasadzie przedstawiła się jako bezgrzeszna. Kapłan rozgrzeszył, ale ona czuła, że tak to wszystko zamotała, iż to rozgrzeszenie zupełnie jej się nie należało. I żyła z taką świadomością kilka dni, bojąc się przystąpić do kolejnej spowiedzi.

Jedna wielka zachęta do Was: zrewidujcie, co kryje się pod Waszymi spowiedziowymi regułkami. Może od lat recytujecie w konfesjonale te same grzechy, które tak naprawdę już trzeba by nazywać trochę inaczej. Czterdziestolatek przecież nie powinien mówić, że ,,nie słuchał mamusi”, bo już jej słuchać nie musi. Szacunek matce winien zawsze, ale ma już swój rozum i nie musi się spowiadać z tego, że nie robi rzeczy, które mama każe.

7 komentarzy do “Rachu ciachu – rozgrzesz brachu… (cz.I)

  • 4 września 2013 o 9:23 pm
    Permalink

    przyznam szczerze, że ja również czasem w taki okropny sposób się spowiadam. nie wiem sama z czego to wynika… z poczucia wstydu? tak chyba tak.. wstydzę się przez Chrystusem moich słabości chociaż zdaje sobie sprawę, że On leczy te moje słabości…

    Odpowiedz
  • 4 września 2013 o 11:07 pm
    Permalink

    Bardzo dobre wskazówki , dziękuję księdzu.

    Odpowiedz
  • 5 września 2013 o 11:57 am
    Permalink

    Tekst dobry i daje możliwość zastanowienia się nad wieloma poważnymi sprawami. Bardzo mi się podoba dialog w czasie spowiedzi , bo tak naprawdę pokazuje powagę i ważność sakramentu pokuty !

    Odpowiedz
  • 6 września 2013 o 8:31 pm
    Permalink

    Otóż to. Taka spowiedź, która jest dialogiem to zupełnie co innego. Czasem jest to bardzo potrzebne. Szkoda tylko, ze część księży jak najszybciej chce się pozbyć penitenta z konfesjonału.

    Odpowiedz
  • 6 września 2013 o 10:49 pm
    Permalink

    Cóż… moje spowiedzi chyba zawsze będą tak samo beznadziejne… To jest straszne, ale ja z takich formułek wyjść nie potrafię w konfesjonale.

    Odpowiedz
  • 9 września 2013 o 9:00 pm
    Permalink

    Tak ,zmusza mnie do refleksji ta notka .Najczęściej mojej spowiedzi to recytacja ,nad czym ubolewam.Niestety jestem typem człowieka,który nie chce się narzucać i zbyt wiele czasu zajmować.Chociaż z drugiej strony od ostatniej spowiedzi myślę( przełomowa w moim życiu),że zmienię zupełnie front i będę chciała by każda spowiedź była rozmową,ale z drugiej strony jak spowiadający nie będzie miał ochoty porozmawiać ,to przecież nie wtrącę,że chcę dłużej

    Odpowiedz

Skomentuj matka Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.