Razem możemy więcej…
Dziś w nocy wróciłem z Lichenia. Dość napięty grafik zajęć (wbrew temu, co myślą niektórzy – nie byłem tam na wypoczynku) nie pozwolił mi na zwiedzanie i swobodne zajrzenie w przysłowiową każdą dziurę. Znam jednak Licheń dość dobrze – rok temu spędziłem tam prawie tydzień z mojego urlopu.
Przyznać muszę jedno – ilekroć jestem w sanktuarium, robi ono na mnie ogromne wrażenie. Potężny gmach, jedna z największych świątyń na świecie, powstał w zaledwie dziesięć lat (1994 – 2004). Nie sposób zliczyć tych, którzy na różne sposoby wspierali powstawanie tego kościoła. I choć dałoby się zliczyć wszystkie wmurowane w ściany bazyliki tablice z nazwiskami ofiarodawców, to jednak wszyscy mamy świadomość, że te imienne tablice są tylko kroplą w ogromnym morzu wszystkich, którzy przyłożyli rękę do powstania tego działa.
Piszę te słowa słuchając jednocześnie radiowej transmisji z odbywającej się dziś konsekracji innego kościoła – Sanktuarium Matki Bożej Gwiazdy Nowej Ewangelizacji i św. Jana Pawła II w Toruniu.
Co łączy oba kościoły? Co łączy kościół licheński i kościół toruński? Łączy je między innymi to, że oba powstały w zadziwiająco krótkim czasie. Biorąc to pod uwagę można powiedzieć, że i ks. Makulski i o. Rydzyk dokonali czegoś niezwykłego. I choć wielu będzie krytykowało te inicjatywy, wielu będzie zarzucało budowniczym nieroztropność i rozrzutność, to jednak fakty mówią same za siebie: mamy dwa kolejne piękne kościoły, do których już pielgrzymują rzesze wiernych i w których Pan Bóg już odbiera należną sobie chwałę.
To, czego nie udało się osiągnąć na przykład w przypadku Świątyni Opatrzności Bożej w Warszawie, której budowę można już liczyć w setkach lat, a która ciągle nie może być zakończona, udało się osiągnąć jakiś czas temu w Licheniu i dzisiaj w Toruniu. To kolejny dowód na to, że wspólnie możemy uczynić wiele dobra. To dowód na to, że we wspólnocie jesteśmy w stanie dokonywać naprawdę wielkich rzeczy. Pod jednym warunkiem: jeśli znajdzie się ktoś, kto wyzwoli w nas chęć do współpracy.
Bez względu na to, jak przez niektórych oceniani są budowniczowie tych kościołów, osobiście chylę przed nimi czoła. Jednocześnie po cichu liczę na to, że w przyszłości w polskim Kościele też znajdą się tacy Boży szaleńcy, którzy nie tylko będą budowali takie kościoły, ale którzy przede wszystkim będą potrafili jednoczyć ludzi w służbie dobrej to znaczy Bożej sprawie.