Bez irytacji… (cz.5)
Dziś znów zatrzymujemy się w temacie sakramentu pojednania i pokuty. Ostatnio było o przedstawianiu się i o dacie ostatniej spowiedzi, dziś przechodzimy do istoty – czyli do wyznania naszych grzechów.
Trudne są dla mnie te spowiedzi, w których wyznanie grzechów następuje z prędkością wystrzałów z karabinu maszynowego. Są takie spowiedzi, są… Szczególnie, kiedy penitent chce coś w konfesjonale ugrać. Na przykład wrzucić wszystkie grzechy do jednego worka, żeby przypadkiem spowiednik o coś nie zapytał. Wygląda to mniej więcej tak: Przeklinałem, nie modliłem się, kłamałem, plotkowałem, onanizowałem, jadłem mięso w piątek. Więcej nie pamiętam.
Ot, cała spowiedź.
Zdarza mi się, że czasem – gdy na przykład grają organy z kościele – wszystkich wypowiadanych w tak ekspresowym tempie grzechów nawet nie usłyszę. Z teologii moralnej i ze spowiednictwa pamiętam, że aby spowiedź była ważna wystarczy, że spowiednik usłyszy chociaż tylko jeden wyznany grzech, więc i taka spowiedź jest ważna, ale tutaj nie chodzi tylko o spowiednika. Chodzi przede wszystkim o penitenta i o jego świadomość co do tego, w czym właśnie uczestniczy.
Ja mam taką zasadę, że gdy mi się penitent tak bardzo spieszy, to ja poświęcam dla niego zwykle więcej czasu niż dla pozostałych. I pytam: Którego z tych grzechów trzeba dotknąć? No i wchodzimy w to wyznanie coraz dalej i dalej, by pokazać, że dobra spowiedź to nie spowiedź szybka, tylko spowiedź dokładna i przygotowana.
Ilekroć mówię komuś o spowiedzi (klerykom w seminarium, chłopakom na rekolekcjach, penitentom w konfesjonale) zawsze podkreślam to:
Tak wypowiedz w spowiedzi swoje grzechy, żeby odchodząc od konfesjonału
móc powiedzieć: wszystko ponazywałem po imieniu, niczego nie ukryłem,
wszystko powiedziałem tak, jak najlepiej potrafiłem to wyrazić.
Bo gdy idziemy do lekarza z bolącym sercem, to nie opowiadamy mu o bolącej nodze. Skoro boli mnie serce, to chcę lekarzowi o tym sercu jak najwięcej i jak najdokładniej opowiedzieć. Bo im więcej mu powiem, tym on lepiej postawi diagnozę.
Konfesjonał to nie poligon wojskowy. Tu nie trzeba strzelać grzechami. Tutaj trzeba bardzo dokładnie i precyzyjnie. Oczywiście, że często jest stres, nerwy, można coś zapomnieć, przekręcić, itp. Ale tutaj zawsze liczy się intencja: chcę odbyć dobrą spowiedź czy chcę tylko odfajkować wizytę w konfesjonale? Jeśli chcę odfajkować, to wystarczy byle jak. Najlepiej jeszcze u głuchego księdza.
Jeśli spowiedź ma być dobra, powinna być wcześniej poprzedzona dobrym rachunkiem sumienia. Jeśli wiem, że w czasie spowiedzi zżera mnie stres i istnieje ryzyko, że o czymś zapomnę, nic nie stoi na przeszkodzie, by do spowiednika pójść z wypisanymi na kartce grzechami. To nie prawda, że nie wolno, że się nie powinno. Ja sam od lat do mojego spowiednika z karteczką chodzę. Mnie to pomaga. A skoro tak, to czemu nie skorzystać?
Warto jednak pamiętać i o tym, że jeśli z jakiegoś powodu zapomnę o jakimś grzechu, to spowiedź i tak jest ważna. Zapomnienie to coś zupełnie innego niż zatajenie.