Tajemnica ludzkiej wolności…
Tak mi się jakoś wczoraj smutno zrobiło. Nie, nie dlatego, że to ostatni dzień urlopu spędzony w Warszawie. Smutno mi się zrobiło z innego powodu. Wczoraj wybrałem się z Rodzicami na długi – ostatni już po stolicy w te wakacje – spacer. Najpierw Cmentarz Powązkowski, potem Powązki Wojskowe. Kto zna te miejsca, ten wie, że na wspomnianych nekropoliach spoczywa wielu znanych i lubianych. Wielu tam polityków, dziennikarzy, aktorów, sportowców. Wiele nazwisk z pierwszych stron gazet i z telewizyjnych ekranów.
Na obu tych cmentarzach bywam często. Już zresztą kiedyś pisałem, że lubię cmentarze. Za to moi Rodzice byli tam dopiero po raz drugi. Nie dziwię się zatem, że przy każdym napotkanym znanym nazwisku zatrzymywali się na dłużej i wspominali. A to jakiegoś aktora, a to sportowca, a to jakąś piosenkarkę czy spikerkę telewizyjną. Wspomnień było wiele…
Dopiero po jakimś czasie zauważyliśmy, że na grobach niektórych znanych nam osób, nie ma krzyża. Zamiast niego jest tylko wbita w ziemię zwykła deska (by nie powiedzieć brutalnie ,,sztacheta”) z przybitą doń tabliczką z nazwiskiem. Wszystko wskazuje na to, że niektórzy – nawet ci znani i lubiani – żyli bez Boga i umierali bez Boga.
I właśnie dlatego zrobiło mi się jakoś smutno… Bo można za życia być znanym i cenionym, można podbijać serca milionów ludzi, można być rozpoznawalnym, wzbudzać w wielu pozytywne uczucia i swoim nazwiskiem przywoływać piękne wspomnienia, a jednocześnie można żyć i umierać bez Boga.
Smutna to prawda, ale znów – jak w wielu innych przypadkach – wszystko rozbija się o ludzką wolność. Dar, który jednocześnie można stać się dla człowieka prawdziwym ciężarem…