Wyznać swoje tchórzostwo…
Na wiele różnych sposobów można próbować wyobrażać sobie scenę z dzisiejszej Ewangelii (Mt 8,23-27). Oczyma wyobraźni można próbować dostrzec śpiącego w łodzi Jezusa i to przerażenie w oczach wystraszonych uczniów.
Ten krótki dialog w łodzi – zaraz po przebudzeniu Jezusa – kończy się Jego krótkim pytaniem: ,,Czemu bojaźliwi jesteście, małej wiary?” Na tak postawione pytanie uczniowie nie odpowiadają. Cóż zresztą mieliby mówić? Przecież ich lęk był faktem, z którym nie było już sensu dyskutować. Mogli się co najwyżej uderzyć w piersi i wyznać swoje tchórzostwo.
A może cała ta sytuacja ich po prostu zaskoczyła? Może sądzili, że skoro są tak blisko Jezusa, to kto jak kto, ale oni mają prawo nazywać się ludźmi wierzącymi. Może po prostu zrobiło im się wstyd i w tym konkretnym momencie woleli już z Jezusem nie dyskutować. Może właśnie wtedy uświadomili sobie, jak bardzo brakuje im wiary? Stawiane wyżej pytania to oczywiście tylko pewne domysły. Ale warto, by te pytania wybrzmiały, bo one dotyczą nie tylko apostołów.
Może, gdybyśmy my byli wtedy w tej łodzi, postąpilibyśmy dokładnie tak samo? Jezus mówi nam dziś o źle pojmowanej (nie mającej wiele wspólnego z siódmym darem Ducha Świętego) bojaźni i o braku wiary. A skoro tak, to nie będzie z naszej strony żadnym odkryciem ani tym bardziej żadnym nadużyciem stwierdzenie, że chorobliwa bojaźń zawsze łączy się w życiu człowieka z brakiem wiary i odwrotnie. Człowiek wierzący – nawet w obliczu piętrzących się trudności – wie, że nie jest sam. Że – bez względu na to, co będzie się działo – ma po swojej stronie Tego, Który może wszystko. Wszechmogącego.
Mamy prawo się lękać i pewnie różne obawy przepełniają nam serca, ale kiedy uświadomimy sobie prawdę o tym, że u boku Jezusa jesteśmy bezpieczni, lęk straci jakiekolwiek podstawy. W kontekście tej Ewangelii pomódlmy się dzisiaj za ludzi niewierzących. Za tych, którym różnego rodzaju lęki wypełniają serca. Niech z modlitwy zaczerpną siły do tego, by bezgranicznie zaufać Jezusowi.