Z pamiętnika kolędnika

Na zegarze 21.20. Właśnie wróciłem z kolędy.

Pijarska parafia na Rakowicach to bardzo ciekawy teren. Pierwsze bloki pobudowano jeszcze w latach sześćdziesiątych. Ludzie, którzy wtedy się tam wprowadzali dziś są już sędziwymi staruszkami. Wielu z nich już dawno przeszło do lepszego świata. Wielu jeszcze żyje, ale często skazani są na egzystowanie tylko w czterech kątach, bo brak wind nie pozwala im wyjść nawet na ławeczkę przed blokiem. I takich właśnie bloków mamy w parafii sporo.

Ale mamy też inne bloki – wojskowe, wybudowane przy jednostce Wojska Polskiego, która znajduje się nieopodal naszego kościoła. Te bloki są nowoczesne. Mieszkają tam najczęściej młode rodziny z małymi dziećmi. Właśnie tam dziś kolędowałem. W kilku mieszkaniach natknąłem się na maluchy, które chrzciłem już jako proboszcz. To wielka radość widzieć, jak bąble, które wtedy włączałem do wspólnoty Kościoła dziś raczkują, uśmiechają się i robią żółwika.

Te wojskowe bloki to taka nasza oaza młodości. To właśnie stamtąd pochodzi spora część chłopców należących do naszej Liturgicznej Służby Ołtarza i dziewcząt ze scholi. Kilka rodzin należy do Domowego Kościoła, kilka innych do Żywego Różańca, ktoś jeszcze inny do Wolontariatu. I wszystko byłoby naprawdę dobrze, gdyby nie to, że w wojsku – jak w Kościele – obowiązuje posłuszeństwo i gdy przychodzi decyzja, trzeba spakować siebie i rodzinę i wyjechać. Rozpocząć do nowa w nowym miejscu. Rotacyjność w tej sytuacji nie jest dla parafii niczym dobrym. Szybko tracimy wiele naprawdę fantastycznych rodzin. To prawda, na ich miejsce przychodzą kolejni fantastyczni, ale wejście w kontakt i zbudowanie trwalszych relacji nieraz trwa latami. 

Dziękuję więc Panu Bogu za te wszystkie bloki i domy naszej parafii. Za tych wszystkich sędziwych staruszków (najstarsza nasza Parafianka kilka dni temu skończyła 104 lata, druga też zacnie – 102 lata) i za te wszystkie młodsze i starsze rodziny. To wielka łaska, że możemy tworzyć naszą parafię w tak szerokim wachlarzu różnorodności. Różnorodność w tym wypadku jest błogosławieństwem. Pytanie tylko o to, na ile chcemy wspólnie tworzyć, włączać się, angażować. A ja – jako proboszcz – stawiam sobie jeszcze jedno pytanie: Co robić, by ta nasza parafia nie stała się z czasem czymś na wzór śpiącej królewny? Bo to, że wielu chrześcijan nie bierze odpowiedzialności za swój lokalny Kościół, nie jest przecież niczym odkrywczym. CDN.

Dobranoc

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.