O największym dramacie człowieka…
Ewangelia wg św. Jana 8,21-30.
Jezus powiedział do faryzeuszów: «Ja odchodzę, a wy będziecie Mnie szukać i w grzechu swoim pomrzecie. Tam, gdzie Ja idę, wy pójść nie możecie». Rzekli więc do Niego Żydzi: «Czyżby miał sam siebie zabić, skoro powiada: Tam, gdzie Ja idę, wy pójść nie możecie?» A On rzekł do nich: «Wy jesteście z niskości, a Ja jestem z wysoka. Wy jesteście z tego świata, Ja nie jestem z tego świata. Powiedziałem wam, że pomrzecie w grzechach swoich. Tak, jeżeli nie uwierzycie, że Ja jestem, pomrzecie w grzechach waszych». Powiedzieli do Niego: «Kimże Ty jesteś?» Odpowiedział im Jezus: «Przede wszystkim po cóż jeszcze do was mówię? Wiele mam o was do powiedzenia i do sądzenia. Ale Ten, który Mnie posłał jest prawdziwy, a Ja mówię wobec świata to, co usłyszałem od Niego». A oni nie pojęli, że im mówił o Ojcu. Rzekł więc do nich Jezus: «Gdy wywyższycie Syna Człowieczego, wtedy poznacie, że Ja jestem i że Ja nic od siebie nie czynię, ale że to mówię, czego Mnie Ojciec nauczył. A Ten, który Mnie posłał, jest ze Mną; nie pozostawił Mnie samego, bo Ja zawsze czynię to, co się Jemu podoba». Kiedy to mówił, wielu uwierzyło w Niego.
Trudny jest ten dzisiejszy fragment Ewangelii. Trudny, bo Jezus mówi w nim o czymś niesamowicie strasznym – o umieraniu w grzechach. Nie ma dla chrześcijanina większego dramatu, jak odchodzenie z tego świata z grzechami ciężkimi na sumieniu. I chociaż tak dużo mówi się o Bożym Miłosierdziu i o tym, że wystarczy – jak dobry łotr na krzyżu – zawołać w ostatniej chwili, a Bóg przebaczy, to jednak nikt z nas nigdy nie powinien spać spokojnie, jeśli jego serce obciążone jest choćby tylko jednym śmiertelnym grzechem.
W dobie koronawirusa niektórzy nasi biskupi wprowadzili na terenie swoich diecezji bardzo daleko idące ograniczenia w spowiadaniu wiernych (patrz. np. diec. koszalińsko – kołobrzeska). Nie będziemy dyskutować o tym, czy jest to uzasadnione czy też nie. Chcę tylko zauważyć, że chyba wszyscy biskupi w Polsce mówią teraz o innej – nie sakramentalnej – możliwości pojednania się z Bogiem: o pojednaniu się z Bogiem bez korzystania z posługi księdza.
Rzeczywiście – w wyjątkowych sytuacjach jest taka możliwość – choć pewnie w obecnej sytuacji wielu wiernych usłyszy o niej po raz pierwszy. Co więc należy zrobić?
Jeśli chcę pojednać się z Bogiem, ale nie mam fizycznej możliwości odbycia spowiedzi świętej przed kapłanem, powinienem:
1. Zrobić rachunek sumienia (tak, jak zwykle przygotowuję się do spowiedzi)
2. Wzbudzić w sercu szczery żal za grzechy (na tyle, na ile potrafię)
3. Powziąć mocne postanowienie poprawy
4. Postanowić, że gdy tylko ustanie trudność nie pozwalająca obecnie
na spowiedź przed kapłanem, jak najszybciej przystąpię do spowiedzi sakramentalnej.
5. Wyznaczyć sobie możliwą do wypełnienia pokutę jako zadośćuczynienie za grzechy
Taka ,,spowiedź” – tak samo, jak spowiedź w obecności kapłana – również gładzi nasze grzechy ciężkie. Fundamentalne są tu punkty 2 i 4.
Wiem, że wielu z nas te punkty nie zadowalają. Wolelibyśmy pójść do konfesjonału, wszystko szczerze wyznać przed księdzem i usłyszeć: ,,I ja odpuszczam tobie grzechy…” A potem odprawić zadaną pokutę i odetchnąć z ulgą. Póki co, jednak warto znać i taką formę jednania się z Bogiem. Można z niej korzystać tylko w naprawdę wyjątkowych sytuacjach (np. właśnie epidemie).
Piszę dziś o tym, ponieważ zbliżają się Święta. Wielu będzie chciało pojednać się z Bogiem, ale dla wielu będzie to niemożliwe albo co najmniej utrudnione. Korzystajmy więc z takiego dobrodziejstwa Kościoła jak to, które opisałem powyżej. Korzystajmy… I oby nigdy nikogo z nas nie spotkało to tragiczne doświadczenie umierania w grzechach, o którym dziś mówi nam Jezus w Ewangelii.