Bóg zabiera człowieka…
Każdego dnia budzimy się w coraz bardziej dziwnym świecie. W świecie, w którym tak wiele różnych rzeczy dzieje się tak szybko. Zdecydowanie za szybko… Przeglądam facebooka. Znów kilka nowych komunikatów o czyjejś śmierci, kilka innych o ludziach, którzy w szpitalach – jak choćby ks. Edward z mojej rodzinnej diecezji czy ks. Czesław z krakowskich Czyżyn.
Można odnieść wrażenie, że to wszystko jakoś się Panu Bogu z ręki wymsknęło. Na szczęście to tylko wrażenie. Bo przecież to niemożliwe, żeby Wszechmocny nad tym nie panował.
Kilka dni temu – głosząc kazania misyjne w pijarskim kościele w Rzeszowie – powiedziałem, że czas pandemii jest sprawdzianem dla nas wszystkich. Sprawdzianem z naszej wiary i ufności. I rzeczywiście tak jest. Trzeba nam tę ufność w dobroć Boga ciągle w sobie pielęgnować i ożywiać. I zarażać nią innych – to też bardzo ważne.
Przyznam, że kiedy czytam informacje o odejściach kolejnych osób (znanych mi i nieznanych), w pamięci odzywają mi się słowa, o których autorstwo ktoś kiedyś podejrzewał kard. Wojtyłę. Przeszukałem kiedyś Internet w poszukiwaniu potwierdzenia tych słów, ale nie znalazłem. Ktoś jednak kiedyś powiedział mi, że tak właśnie miał mówić przyszły papież na jakimś pogrzebie w Krakowie. O jakie słowa chodzi? O te:
,,Pan Bóg zabiera człowieka do siebie zawsze wtedy,
kiedy człowiek ten jest najbliżej Niego i jest najlepiej przygotowany.”
Autor tej myśli niepewny, ale właśnie tak chcę patrzeć na każde odejście. Bo wierzę w Boga, który kocha i który jest miłosierny. W Boga, który – jak czytamy w Biblii – nie chce śmierci grzesznika. W takiego właśnie Boga wierzę i mam nadzieję, że rzeczywiście zabiera ludzi do siebie wtedy, kiedy są najbardziej gotowi.
Takie patrzenie sprawia, że łatwiej przeżywa się te wszystkie odejścia. Daj Boże, żeby taką samą wiarę w tę prawdę mieli ci, którzy kiedyś przeżywać będą także nasze przejście do wieczności.