Bez komentarza…

Ewangelia wg św. Łukasza 18,9-14.

Jezus opowiedział niektórym, co dufni byli w siebie, że są sprawiedliwi, a innymi gardzili, tę przypowieść: «Dwóch ludzi przyszło do świątyni, żeby się modlić, jeden faryzeusz a drugi celnik. Faryzeusz stanął i tak w duszy się modlił: „Boże, dziękuję Ci, że nie jestem jak inni ludzie: zdziercy, oszuści, cudzołożnicy, albo jak i ten celnik. Zachowuję post dwa razy w tygodniu, daję dziesięcinę ze wszystkiego, co nabywam”. Natomiast celnik stał z daleka i nie śmiał nawet oczu wznieść ku niebu, lecz bił się w piersi i mówił: „Boże, miej litość dla mnie, grzesznika!” Powiadam wam: Ten odszedł do domu usprawiedliwiony, nie tamten. Każdy bowiem, kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się uniża, będzie wywyższony».

Za łaskę trzeba poczytywać sobie zdolność dostrzegania swojego miejsca w szeregu. I nie tylko dlatego, że ludzie niepokorni i pyszni raczej nie mają wokół siebie wielu wielbicieli. Bardziej jeszcze dlatego, że człowiek, który ma zawyżoną ocenę siebie samego jest niebezpieczny przede wszystkim dla siebie. Pycha jest bowiem bardzo destrukcyjna i – co nie jest bez znaczenia – szybko otwiera nam drogę do kolejnych grzechów.

Czasem spotykam ludzi, którzy uwielbiają mówić o sobie. W każdym zdaniu musi pojawić się słówko ,,ja” albo ,,dla mnie.” Nie musi być to od razu przejaw pychy czy zadufania w sobie, ale dość często te dwie rzeczywistości są ze sobą ściśle powiązane.

Kilka lat temu zmarł pewien sędziwy kapłan. W życiu wiele cierpiał, od lat jeździł na wózku, bo zmagał się m.in. ze stwardnieniem rozsianym. Kiedy odszedł, ukazał się w lokalnej prasie tekst, w którym przyjaciele go wspominali. Jedna z osób powiedziała wtedy: ,,Ojciec Jerzy tyle cierpiał, niósł tak ciężki krzyż, ale nigdy się nie żalił i w ogóle prawie nie mówił nic o sobie.”

Czytając tamten tekst pomyślałem, że umarł bohater. Nie mówienie o sobie i nie zwracanie na siebie uwagi staje się nieraz prawdziwym heroizmem. Taka postawa szybko jest przez ludzi zauważona i doceniana.

Myślę, że nie tylko trzeba wiedzieć, gdzie stanąć w szeregu, ale także trzeba wiedzieć, co mówić. Jedno i drugie jest jakimś wyzwaniem dla każdego z nas. A dla nas – kapłanów – szczególnie. Bo łatwo jest przysłonić Jezusa sobą, łatwo jest od głoszenia Jego Ewangelii przejść do tego, co potocznie można nazwać szołmeństwem. Niektórzy nadmierne mówienie o sobie nazywają wprost werbalnym onanizmem. Ale to już zostawię bez komentarza.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.