Ileż to razy…
Wczoraj rozważaliśmy Ewangelię o synu marnotrawnym i o miłosiernym ojcu. A dziś ,,odkopałem” kolejny wiersz – tym razem z grudnia 2009 r. Dziś już bym takiego wiersza nie napisał, ale kiedyś … Zamieszczam, by zachęcić do odrobiny refleksji.
Tyle razy…
1. Tyle już razy w moim krótkim życiu
Brałem majątek, wychodziłem z domu.
I nie myślałem, że sprawiam Ci przykrość
W dal wyruszałem, nie mówiąc nikomu.
2. Ileż już razy opuściłem Ciebie?
Ileż przeze mnie wylałeś swych łez?
Ileś dni czekał? Kiedy ja o chlebie
Marzyłem, by go z Tobą jeść.
3. Trudno mi było przyznać się do zdrady,
Trudno mi było wracać w Ojca dom,
I gdy wiedziałem, że już nie dam rady,
wiedziałem także, że nie jestem sam.
4. I powróciłem, a Tyś mnie powitał,
Dałeś mi pierścień i szatę najlepszą.
I zrobię wszystko, abyś nie żałował
I bym zasłużył na nagrodę wieczną.
5. Przebacz mi, Ojcze, kiedy znów ucieknę,
Kiedy przeze mnie tęsknić będziesz znów.
Pomóż mi zawsze pamiętać o domu,
I nie zapomnieć nigdy Twoich słów:
Synu wróciłeś. Tak czekałem…
Ten wiersz tak cudownie oddaje moje uczucia. Dziękuję.
O tak…
Przypominają mi się słowa mojej niestety nie żyjącej ukochanej babci, której bardzo mi brakuje, a dzięki której zrozumiałam że nie ma życia bez Boga. Teraz Ojciec przypomina mi o tym ,a na sercu tak cieplej ,jakby babcia była obok.