Dobry Jezu, a nasz Panie…
W koszalińskiej katedrze pożegnaliśmy dziś tragicznie zmarłego we Włoszech ks. Kazimierza Klawczyńskiego. Przez trzydzieści siedem lat życia w kapłaństwie pełnił różne funkcje w Kurii Biskupiej (ostatnio wicekanclerz) i był osobistym sekretarzem aż pięciu kolejnych koszalińsko – kołobrzeskich ordynariuszy (biskupów: Ignacego Jeża, Czesława Domina, Mariana Gołębiewskiego, Kazimierza Nycza i Edwarda Dajczaka).
Znamienne jest Jego odejście właśnie teraz, gdy – jak w homilii zauważył bp Edward – nasza diecezja przygotowuje się do przypadającego w przyszłym roku jubileuszu pięćdziesięciolecia istnienia.
Kilka razy dane mi było zetknąć się z ks. Kazimierzem, ale w pamięci noszę przede wszystkim nasz pierwszy kontakt. Byłem wtedy na IV roku w naszym pijarskim Seminarium i powoli finalizowałem pracę magisterską o św. Józefie. Do wszystkich Kurii Biskupich w Polsce wysłałem krótką ankietę z pytaniem o to, jak wygląda kult św. Józefa w danej diecezji oraz o to, ilu parafiom i kościołom patronuje ten Święty. Odpowiedź otrzymałem prawie od wszystkich. Jedna z pierwszych nadana była w Koszalinie i podpisana nazwiskiem ks. Kazimierza. Nie tylko odpowiedział na moje pytania, ale też nieco się rozpisał, przywołując z historii różnych parafii pewne fakty, o które nawet nie pytałem. Zaskoczyła mnie wtedy tamta odpowiedź.
Dziś – pochylając się nad Jego trumną – wróciłem pamięcią do tej naszej mailowej korespondencji sprzed prawie dwunastu lat. Pomyślałem sobie: Jeśli ks. Kazimierz – tak jak kiedyś do prośby nieznanego sobie kleryka z pijarskiego Seminarium – odnosił się w swojej posłudze do powierzonych sobie spraw, to diecezja koszalińsko – kołobrzeska straciła naprawdę gorliwego kapłana.
Wieczny odpoczynek racz mu dać, Panie…