Niech uśmiech nas nie zmyli…

Każdego dnia przy różnych okazjach spotykamy niezliczoną ilość osób. Tych dobrze nam znanych i tych, których znamy tylko z widzenia, albo zupełnie widzimy pierwszy raz w życiu. Każda z tych osób kiedyś odejdzie do innej – ufamy, że lepszej – rzeczywistości. Są wśród nich ludzie weseli i uśmiechnięci. Są jednak i tacy, o których wiemy, że szczęśliwi nie są.

Spotykamy w tym gronie ludzi świętych. Takich, którzy żyją z Bogiem za pan brat, którzy troszczą się o swoje życie modlitewne i sakramentalne. I – mówiąc ładnie – w każdej chwili są gotowi na spotkanie ze Stwórcą twarzą w twarz. Ale są też wśród nich i tacy, którzy nie tylko już dawno nie byli u spowiedzi, ale – co gorsza – wciąż uparcie twierdzą, że jej nie potrzebują.

Są pośród nas ludzie, o których możemy być spokojni. Są też i tacy, którzy właśnie od nas – od Ciebie i ode mnie – powinni usłyszeć: ,,Słuchaj, boję się o Twoje zbawienie.”

To prawda: fatalnie się takich słów słucha. A jednak nie mam wątpliwości, że trzeba takie właśnie słowa wypowiadać. By budzić uśpione sumienia, by poruszać skamieniałe serca, by dawać ludziom do myślenia. Tego domaga się owa ewangeliczna miłość bliźniego, o której tak dużo mówił nam Jezus. Źle się takich słów słucha, ale trzeba powiedzieć, że również źle się takie słowa wypowiada. Ale trzeba…

Pięknie w swojej książce napisał kiedyś pewien misjonarz – karmelita: ,,Boga potrzebują nie tylko więzienia pełne kryminalistów, ale i ulice pełne uśmiechniętych, tolerancyjnych i na pozór szczęśliwych ludzi.” No właśnie…

Każdy z nas potrzebuje Boga. Każdy. Niech uśmiech na twarzy napotkanego człowieka nas nie zmyli, niech nas nie uśpi. Pod tym miłym uśmiechem może kryć się ogromna pustka i rozpacz. I wołanie o naszą pomoc, o dobre słowo, życzliwość i modlitwę. Naprawdę możemy dawać ludziom więcej, niż nam się wydaje.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.