Zawsze i wszędzie trzeba być człowiekiem…

Ewangelia wg św. Marka 12,38-44.

Jezus, nauczając rzesze, mówił: «Strzeżcie się uczonych w Piśmie. Z upodobaniem chodzą oni w powłóczystych szatach, lubią pozdrowienia na rynku, pierwsze krzesła w synagogach i zaszczytne miejsca na ucztach. Objadają domy wdów i dla pozoru odprawiają długie modlitwy. Ci tym surowszy dostaną wyrok». Potem usiadł naprzeciw skarbony i przypatrywał się, jak tłum wrzucał drobne pieniądze do skarbony. Wielu bogatych wrzucało wiele. Przyszła też jedna uboga wdowa i wrzuciła dwa pieniążki, czyli jeden grosz. Wtedy przywołał swoich uczniów i rzekł do nich: «Zaprawdę, powiadam wam: Ta uboga wdowa wrzuciła najwięcej ze wszystkich, którzy kładli do skarbony. Wszyscy bowiem wrzucali z tego, co im zbywało; ona zaś ze swego niedostatku wrzuciła wszystko, co miała, całe swe utrzymanie».

Kiedy czytam dzisiejszy fragment Ewangelii przypomina mi się pewne smutne wydarzenie sprzed prawie 23 lat, które dane mi było z bliska obserwować. W październiku 2000 r. odbywały się w konkatedrze kołobrzeskiej uroczystości związane z tysięczną rocznicą chrześcijaństwa. Uroczystej Mszy św. przewodniczył prymas Glemp w asyście niemal całego polskiego Episkopatu. Był prezydent Kwaśniewski, premier, licznie zgromadzeni ministrowie, posłowie, senatorowie i wielu, wielu innych. Prawie pół kościoła zarezerwowane było dla tych wszystkich notabli.

Na kilkanaście minut przed Mszą św. do jednego z krzeseł podeszła tęga staruszka i sobie usiadła. Jeszcze dobrze nóg nie rozprostowała, a już stanęło przy niej dwóch ze straży kościelnej tłumacząc, że to miejsca dla ministrów i posłów. – Ale ja mam cukrzycę, muszę mieć miejsce siedzące – tłumaczyła, ale ochrona była nieugięta. Chwilę potem pojawił się jakiś ksiądz (znam go dobrze i niestety swoją interwencją sprawił, że na całe życie ma u mnie minusa) i wymusił na staruszce, żeby sobie poszła.

Babinka stanęła sobie obok mnie przy filarze i z smutkiem w oczach patrzyła, jak na ,,jej” krześle rozsiada się jakiś ważny jegomość. Rozpoczęła się Msza św. Ledwo zaczęliśmy śpiewać Chwała na wysokości Bogu, gdy staruszka rąbnęła jak długa na posadzkę. Na szczęście stojący obok ludzie trochę zamortyzowali upadek. Zemdlała. Bardzo szybko pojawili się przy niej medycy i ochroniarze – ci sami, którzy kilkanaście minut wcześniej przegonili ją pod filar. Teraz mieli nie lada zadanie – musieli wytaszczyć staruszkę z kościoła na zewnątrz. Sporo się przy tym napocili, bo babcia swoją wagę miała, a i przejście przez wypchany ludźmi kościół sprawy nie ułatwiał.

No cóż, chciałoby się powiedzieć: karma wraca. W taki oto sposób Pan Bóg dał nauczkę panom ze służby kościelnej. Morał z tego dla nas wszystkich taki: zawsze i wszędzie trzeba być człowiekiem. Ministrem czy posłem, proboszczem czy dyrektorem tylko się bywa. A człowiekiem się jest.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.