Spokojne sumienie…
No cóż… Nie będę mówił, że brak mi czasu, bo przecież doba księdza też ma 24 godziny. Dokładnie tyle, ile doba lekarza, motorniczego, nauczyciela czy policjanta. Równo 24 godziny. Dużo to i mało. Widzę, że wszystko zależy od tego, czy chce się być dyspozycyjnym dla innych, czy też nie.
Bo jeśli chce się być dyspozycyjnym, to trzeba się liczyć z tym, że w jednej chwili może się zburzyć cały misternie ułożony plan dnia. Ktoś dzwoni, że babcia umiera i ksiądz pilnie potrzebny. No i co? Nie pójdziesz? Albo ciocia zmarła i przyszli załatwić pogrzeb, a że są spod Krakowa to nie wiedzieli, że kancelaria nieczynna. I co? Każesz im nocować na dworcu i z aktem zgonu przyjść jutro, jak będzie otwarte?
No właśnie… Jeśli ktoś chce być dyspozycyjny (dotyczy to chyba każdego, nie tylko księdza), musi liczyć się z tym, że czasem dzień wygląda nieco inaczej, niż sobie człowiek zaplanował. Ale dopóki jest ta dyspozycyjność, można sobie śmiało w oczy w lustrze spojrzeć. Trudno byłoby to zrobić, gdyby ksiądz miał dużo wolnego czasu, ale pozyskiwał go kosztem tych, którym winien służyć.
A zatem powiem tak: czasu nieraz brakuje. Na książki, na sen, na spotkanie ze znajomymi. Ale za to sumienie spokojne, bo nikt, kto potrzebował, z kwitkiem nie odszedł. Jest dobrze…
A od dziś jeszcze dodatkowo kolęda. Pomódlcie się czasem na tych kolędujących. I tych, co kolędę przyjmują. W naszej parafii mamy do odwiedzenia prawie 800 adresów.