Tacy jesteśmy, a On ciągle nas kocha…
Są takie miejsca, które mnie odstraszają i do których powracam bardzo niechętnie. Zwykle to nie same miejsca są temu winne, ale ludzie, których w tych miejscach można spotkać. Jednym z takich miejsc jest wc przy pewnym maryjnym sanktuarium w archidiecezji krakowskiej. Nie dość, że drogo, to jeszcze…
Kiedy byłem tam w maju pani, która tam pracuje skrzyczała mnie za to, że niedokładnie zamknąłem za sobą drzwi wejściowe. Ponoć było jej zimno. W tym samym miejscu i w tej samej toalecie pojawiłem się znów w połowie czerwca. Tym razem organizatorzy naszej pielgrzymki postarali się o to, by korzystanie z toalety było dla pielgrzymów bezpłatne. Rzeczywiście, było. Ale kiedy ja wszedłem do wc, pani (niestety, ta sama, co w maju) nie miała najmniejszych oporów, by dać upust swojej złości. Znów mi się oberwało. Że niby kto jak kto, ale księża za darmo nie powinni… W konsekwencji, wychodząc z toalety, położyłem na stoliku dwa złote. Ja nie zbiedniałem, ona się nie wzbogaciła.
Jakiś czas temu znów byłem w tym samym miejscu. Tym razem z grupą dzieci. Idąc z nimi do toalety zastanawiałem się, jaka niespodzianka spotka mnie tam teraz. I oczywiście, nie zawiodłem się, niespodzianka była. A jakże… Pani chyba czekała (o zgrozo!!!) specjalnie na mnie. Ustawiliśmy się w kolejce. Przed nami grupa polskich dzieciaków ze swoimi wychowawcami. Kolejka posuwała się do przodu. Nadeszła pora na nas. Najpierw dzieci z mojej grupy, na końcu ja.
– Czy to księdza grupa? – usłyszałem po chwili.
– Tak, ale moje są tylko dzieci rosyjskojęzyczne. Pozostała grupa nie jest moja – odpowiedziałem.
– Niech ksiądz tu podejdzie. Podszedłem.
– Proszę księdza, tak się nie robi. Ludzie wam dają na kartkach intencje do modlitwy, a wy wyrzucacie je do kosza? Kto was tego uczy? Kto to słyszał takie rzeczy robić…
Zatkało mnie. Zajrzałem do śmietnika. Kilkanaście kartek z intencjami zapisanymi po polsku. – Powiedziałem pani, że ja jestem opiekunem grupy rosyjskojęzycznej, a te kartki są zapisane po polsku.
Kobieta momentalnie schowała śmietnik za drzwi. Nie bardzo wiedziała, co powiedzieć. Zresztą, dobrze, że nic nie mówiła, bo nie miałem już najmniejszej ochoty jej słuchać. Znów znalazła sposób na to, by podnieść mi ciśnienie. Brawo…
A swoją drogą, jeśli pielgrzymi przynieśli do Sanktuarium intencje spisane na kartkach i jeśli już u Matki Bożej się w tych intencjach pomodlili, to co mieli zrobić z tymi kartkami? Dobrze chyba, że wrzucili je do kosza. Mogli przecież rozrzucić przed drzwiami do toalety.
Piszę o tym wydarzeniu, choć może powinienem puścić je w niepamięć. Chcę jednak pokazać przez to, że od każdego człowieka – i od księdza i od pani z toalet – domagam się szacunku dla siebie i dla innych. Takie moje prawo…