I dziś na noszach naszej modlitwy też może wydarzyć się cud – refleksja na dziś (Mk 2,1-12)
Gdy Jezus po pewnym czasie wrócił do Kafarnaum, posłyszeli, że jest w domu. Zebrało się tyle ludzi, że nawet przed drzwiami nie było miejsca, a On głosił im naukę.
Wtem przyszli do Niego z paralitykiem, którego niosło czterech. Nie mogąc z powodu tłumu przynieść go do Niego, odkryli dach nad miejscem, gdzie Jezus się znajdował, i przez otwór spuścili łoże, na którym leżał paralityk. Jezus, widząc ich wiarę, rzekł do paralityka: «Synu, odpuszczają ci się twoje grzechy».
Nie brakuje w Ewangeliach fragmentów mówiących o tym, jakie wielkie za Jezusem podążały tłumy. Dzisiejszy fragment również na tym koncentruje naszą uwagę. I od razu rodzi się pytanie: Co takiego ,,tamten” Jezus miał w sobie, że pociągał za sobą takie rzesze?
I drugie pytanie: Czego nie ma ten ,,dzisiejszy” Jezus, skoro tak wielu ludzi już Go nie potrzebuje?
Tak sobie myślę: Jeśli Jezus od dwóch tysięcy lat jest TEN SAM, jeśli od dwóch tysięcy lat Jego nauka jest TA SAMA, to problem leży chyba tylko po stronie człowieka. To świat się zmienił. Nie Jezus. Świat stał się bardziej … bezbożny?
Kiedy do Polski przyjeżdżał Jan Paweł II, krakowskie Błonia były za małe, by pomieścić wszystkich pielgrzymów. I tak było za każdym razem. W 2016 r. przyjedzie do Krakowa Franciszek i już teraz organizatorzy zastanawiają się nad tym, gdzie pomieścić młodzież, która przyjedzie. Błonia znów okazują się za małe. Oni się martwią, zastanawiają, a mnie w głowie rodzi się pytanie: Dla kogo ci młodzi przyjadą? Dla Franciszka czy dla Jezusa?
Prawda jest taka, że Jezus pociąga już coraz mniej ludzi… Widać to nie tylko po spadku powołań do kapłaństwa czy życia zakonnego, ale także po ilości młodych w naszych kościołach.
A może… Może nie przychodzą do Jezusa, bo są … sparaliżowani? Duchowy paraliż dopada dziś przecież wielu. Może oni po prostu już nigdy sami do Jezusa nie przyjdą. Może – jak człowiek z Ewangelii – potrzebują, żeby ich ktoś zarzucił sobie na ramiona (dosłownie albo w przenośni) i przytargał ich do Mistrza. Może to o to właśnie chodzi?
A więc: Zanim sam pójdziesz do kościoła, zanim sam uklękniesz przed Najświętszym Sakramentem, pomyśl czy wokół Ciebie nie ma kogoś, kogo mógłbyś w swoich modlitwach zanieść Jezusowi. Może dzięki Twojej modlitwie jakiś duchowy paralityk doświadczy cudu… Może na noszach Twojej modlitwy ktoś znów odzyska wiarę…