Bycie blisko zobowiązuje…
Mk 3, 20 – 21.
Jezus przyszedł z uczniami swoimi do domu, a tłum znów się zbierał, tak, że nawet posilić się nie mogli. Gdy to posłyszeli Jego bliscy, wybrali się, żeby Go powstrzymać. Mówiono bowiem: «Odszedł od zmysłów».
Chyba daremnie szukać w perykopach ewangelicznych krótszego fragmentu, który byłby odczytywany w czasie Eucharystii. Wiadomo jednak nie od dziś, że nie w wielości słów kryje się istota. Dlatego zatrzymajmy się dziś i przy tych trzech zdaniach.
Widzimy dziś bliskich Jezusa, którzy przerażeni tym, co On robi, próbują zatrzymać Go w Jego działalności. Warto pamiętać, że to dopiero początek wszystkich mów, cudów i znaków – jesteśmy przecież dopiero w trzecim rozdziale tej Ewangelii. ,,Odszedł od zmysłów” – mówili już nie tylko faryzeusze i zwolennicy Heroda. Tak samo mówili już nawet ci, którzy znali Jezusa najlepiej – Jego najbliżsi, krewni. Święty Jan Ewangelista dopowie nawet, że Jego krewni ,,nie wierzyli w Niego” (J 7,5).
Nie jesteśmy w stanie wczuć się w to, co wówczas czuł Jezus. Ale pewnie nietrudno będzie nam przyznać, że i nas w życiu najbardziej bolą słowa krytyki nie te wypowiadane przez ludzi nam nieżyczliwych, ale te, które wypowiadają osoby nam najbliższe. To było niewątpliwie bardzo trudne doświadczenie – nawet jak dla Niego.
Chyba każdy z czytających te słowa (łącznie ze mną) stawia się nie po stronie Jezusowych oponentów, ale po stronie bliskich Mu osób. Tak, mamy prawo nazywać się krewnymi Jezusa. A skoro tak, to warto sobie uświadomić, że nasze grzechy i nasze słabości ranią Jezusa bardziej niż grzechy ludzi niewierzących.
Zawsze mocno zatrzymują mnie słowa zaczerpnięte choćby z Dzienniczka s. Faustyny, w których Jezus przekonuje, że bolą Go grzechy każdego człowieka, ale grzechy kapłanów ranią Go najbardziej. Bo przecież kapłani, którzy każdego dnia piją Krew Pańską, są Mu szczególnie bliscy – są Jego krewnymi.
Podobnie jest w relacji do Kościoła. Największym zagrożeniem dla Kościoła nie są wcale jego wrogowie. Najbardziej ranią Kościół właśnie ludzie wierzący. Nie ci, którzy są na zewnątrz, poza Kościołem, ale ci, którzy są w samym Kościele.
Warto zapytać się o to, czy stojąc blisko Jezusa nie jestem jednocześnie tym, który swoim grzesznym życiem najbardziej Go rani. Bycie blisko Niego zobowiązuje. Trzeba nam zawsze o tym zobowiązaniu pamiętać.