Niech Was przygarnie Chrystus uwielbiony…
Piękną polską tradycją jest wypisywanie imion zmarłych na kartach wypominkowych. Taka tradycja jest w naszych domach. Taka tradycja jest też od lat w naszym pijarskim seminarium.
Wczoraj wieczorem usiadłem, by na spokojnie przypomnieć sobie twarze tych, których znałem, a którzy odeszli od nas w czasie minionych dwunastu miesięcy. Z roku na rok do i tak już długiej listy zmarłych dopisuję kolejne imiona i nazwiska.
W tym roku jakoś dłużej zatrzymałem się przy trzech osobach:
Pierwsza to mój chrzestny. Odszedł ponad rok temu, ale pamięć wciąż żywa. Druga – ks. Stanisław Smuniewski – salezjanin, który trzydzieści sześć lat temu poprzez chrzest włączył mnie do wspólnoty Kościoła. Trzecia osoba to ks. Roman Dąbrowski. Właśnie wczoraj – na kilka chwil przed pisaniem wypominków – dowiedziałem się o jego śmierci. I to zupełnie przypadkiem.
Wszedłem na stronę parafii, której nigdy dotąd nie odwiedzałem. Bezrefleksyjnie (sam nie wiem, po co) otworzyłem dział: ogłoszenia duszpasterskie. A tam informacja, że były proboszcz parafii ks. Roman Dąbrowski nie żyje.
To takie niesamowite. Zbieg okoliczności?
Kiedyś przygotowywał mnie do Pierwszej Komunii św. i zaraz po Niej przyjął mnie do grona ministrantów. W 1994 roku wyjechał z naszej parafii i kontakt się urwał. Odnalazłem do dokładnie trzy miesiące temu. W międzyczasie odszedł od salezjanów i jako ksiądz diecezjalny rozpoczął posługę w archidiecezji gnieźnieńskiej. Przez ostatnie trzy miesiące wymieniliśmy kilka maili.
Ucieszył się, że go znalazłem i chyba jeszcze bardziej wtedy, gdy powiedziałem, że trochę też dzięki niemu dziś sam jestem księdzem. Wyraźnie się wzruszył. Zaprosił do siebie, zaproponował mi poprowadzenie rekolekcji dla parafian i wakacyjne zastępstwo w parafii koło Lichenia, gdzie posługiwał.
***
Pisząc te słowa, jestem wdzięczny Panu Bogu za to, że przed śmiercią tych Kapłanów zdążyłem im podziękować:
ks. Stanisławowi osobiście za sakrament chrztu św. Ostatnie lata swojego życia spędził w Słupsku nieświadomy, że ten młody ksiądz, którego czasem w wakacje spowiadał właśnie dzięki niemu stał się dzieckiem Bożym,
ks. Romanowi mailowo za Pierwszą Komunię św. i włączenie do grona ministrantów.
To takie niezwykłe, że po wielu latach braku kontaktu (salezjanie przestali pracować w mojej rodzinnej parafii w 1997 r.), Pan Bóg – na kilka miesięcy przed Ich odejściem – znów skrzyżował nasze drogi. Chyba tylko po to, bym każdemu z Nich powiedział to, co powiedziałem:
,,Dziękuję za wszystko i modlitwę obiecuję.”
Wieczny odpoczynek racz Im dać, Panie…