Albo, albo… Decyzja należy do Ciebie…
Na facebooku co jakiś czas krąży obrazek z podpisem: Albo Pismo św. będzie cię trzymało z daleka od grzechów, albo grzechy będą cię trzymały z daleka od Pisma św. Trzeba powiedzieć, że o ile na tym portalu często spotkać można przeróżne bzdety i głupoty, o tyle przywołane wyżej słowa trafiają w sedno.
Dla wzbogacenia naszego życia duchowego można to zdanie nieco rozwinąć i poszerzyć o jeszcze jedno słowo: modlitwa. Albo Pismo św. i modlitwa będą cię trzymały z daleka od grzechów, albo…
Ludzie przychodzą do konfesjonału z całym naręczem swoich grzechów, wad, słabości, upadków. I nie jest tajemnicą, że większość z nich jest często tylko konsekwencją czegoś, co zaniedbaliśmy wcześniej. Konsekwencją braku solidnej modlitwy.
Jeśli będę miał świetną relację z Panem Bogiem. Jeśli będę z Nim rozmawiał, a moja modlitwa będzie szczera, ufna i pokorna (nie ograniczająca się tylko do 2 minut rano i 5 wieczorem), to wtedy bez wątpienia nawet do głowy mi nie przyjdzie, by świadomie i dobrowolnie zrobić coś grzesznego. Modlitwa bowiem to nie tylko ładowanie naszych duchowych akumulatorów, ale to także parasol ochronny, który Bóg otwiera nad tymi, którzy do Niego przychodzą i z Nim rozmawiają.
Zanim – zapytany przez spowiednika w konfesjonale – odpowiesz na pytanie o to, który z twoich grzechów uważasz za swoją wadę główną, zastanów się nad tym, jak wygląda twoja modlitwa. Często w ogóle nie wygląda, bo po prostu jej nie ma. Bo przecież gdyby była, trzymała by cię daleko od grzechów.
To prawda, modlitwa to nie zaklęcie, które chroni przed upadkiem. To bardziej GPS, który w naszej podróży wskazuje nam drogę. Przed grzechem nie da się skryć, schować, ale da się – dzięki modlitwie – wielu grzechów uniknąć.
Nie wierzysz? Zaryzykuj i przekonaj się sam. Ja już to sprawdziłem…