Bez irytacji… (cz.2)
Jesteśmy w temacie spowiedzi świętej. W poprzednim wpisie obiecałem, że spojrzę na ten temat od dwóch stron – jako spowiednik i jako penitent – i podzielę się z Wami moim refleksjami. A zatem zacznijmy…
Pierwszą rzeczą, która w temacie spowiadania jest dla mnie nieraz trudna do przyjęcia to… konfesjonał. Jeżdżę trochę po różnych parafiach (choćby przy okazji rekolekcji) i wiem z doświadczenia, że konfesjonały bywają naprawdę bardzo różne. Od eleganckich i wygodnych, do takich, w których zwyczajnie nie chce się siadać.
Osobiście uważam, że porządny konfesjonał powinien być priorytetem w każdym kościele. Także w tych zabytkowych, w których może konserwator nie pozwala, albo zwyczajnie nie ma go gdzie postawić. Tak czy inaczej od konfesjonału zależy bardzo wiele. Zależy to, czy spowiedź – ze względu m.in. na ciasne siedziska, ruszające się klęczniki czy brak czegoś, o co penitent mógłby się zwyczajnie oprzeć – będzie dodatkową męczarnią czy też nie.
Bogu dzięki, na szczęście w coraz większej ilości parafii spotkać można tzw. konfesjonały szafowe. Takie ze światełkami, z wentylacją, z miękkimi klęcznikami i siedzeniami. Nie o światełka tutaj jednak idzie, ale o to, by penitentowi stworzyć jak najlepsze warunki do przeżycia tego i tak już krępującego sakramentu.
Konfesjonały szafowe są super, ale okazuje się, że i w takich może kryć się jakaś… niespodzianka. Tak jest na przykład w pięknym licheńskim sanktuarium. Ludzie w bazylice wchodzą do ,,szaf” i wyznając grzechy niemal nie ściszają głosu (bo przecież są w szafie), ale zupełnie nieświadomi są tego, że te konfesjonały nie są zabudowane całkowicie – w górnej części mają kilkucentymetrowy odstęp, przez który głos penitenta swobodnie wychodzi na kościół. Nie ma problemu, gdy grają organy. Ale gdy nie grają, stojący w kolejce penitenci muszą się bardzo postarać, żeby nie usłyszeć grzechów swoich poprzedników. Sakralnego Nobla dałbym temu, kto te konfesjonały zaprojektował. Podobnie zresztą, jak twórcy konfesjonału w jednym z rzeszowskich kościołów, gdzie na penitentów czeka bardzo podobna niespodzianka.
I tutaj naprawdę nie chodzi o jakieś burżuazyjne wygody. Tu chodzi o zwykły komfort i dyskrecję. Chodzi o to, żeby wyspowiadanie kilku osób (podkreślam ,,wyspowiadanie” a nie ,,wypukanie”, bo żaden ksiądz nie jest dzięciołem) nie było potem okupione bolącym karkiem, albo – jeszcze gorzej – zdradą tajemnicy spowiedzi świętej.
Proboszczowie zwykle w konfesjonałach w swoich kościołach się nie spowiadają, więc czasem są zwyczajnie nieświadomi tego, jaką pokutą dla wiernych jest już samo wyklęczenie w czasie spowiedzi. Jeśli trzeba, nic jednak nie stoi na przeszkodzie, by takiemu nieświadomemu proboszczowi słówko na ten temat szepnąć.