Biblia powinna niepokoić…
Ewangelia wg św. Łukasza 9,7-9.
Tetrarcha Herod posłyszał o wszystkich cudach zdziałanych przez Chrystusa i był zaniepokojony. Niektórzy bowiem mówili, że Jan powstał z martwych; inni, że zjawił się Eliasz; jeszcze inni, że któryś z dawnych proroków zmartwychwstał. A Herod mówił: «Jana kazałem ściąć. Któż więc jest ten, o którym takie rzeczy słyszę?» I starał się Go zobaczyć.
Chyba mogę powiedzieć, że rozumiem Heroda. Może nawet nie tyle Heroda, ile to jego zaniepokojenie. Kiedy słyszał o cudach Jezusa – mam wrażenie, że Łukasz Ewangelista nie oddaje tu właściwie tego, co przeżywał Herod – był zaniepokojony. A tak naprawdę pewnie był wściekły, bo przecież w jego myśleniu Jezus ciągle zagrażał jego władzy.
We mnie nie ma wściekłości, ale jest takie lekkie – powiedziałbym nawet, że ewangeliczne – zaniepokojenie. Bo są takie fragmenty w Ewangelii, które rzeczywiście powinny niepokoić. Oczywiście, pod warunkiem, że zdecydujemy się traktować Ewangelię na serio. Jednym z fragmentów, które budzą we mnie niepokój są słowa z Mt 12,36: ,,Z każdego bezużytecznego słowa, które wypowiedzą ludzie, zdadzą sprawę w dzień sądu.”
Mocne, prawda? Tym bardziej, że przecież człowiek już nie pamięta wszystkich wypowiedzianych słów. A tu trzeba się będzie z każdego przed Panem Bogiem na Sądzie wyspowiadać. Nie mam na szczęście problemu z przeklinaniem, kłamaniem, łamaniem obietnic czy wzywanie Pana Boga nadaremno, ale i tak nie czuję się komfortowo wiedząc, że ta ewangeliczna zapowiedź kiedyś się wypełni. Inaczej musielibyśmy uznać, że Jezus jest kłamczuchem.
Inne słowa, które rodzą we mnie zaniepokojenie to Mt 25,45: ,,Zaprawdę, powiadam wam: Wszystko, czego nie uczyniliście jednemu z tych najmniejszych, tegoście i Mnie nie uczynili.” Znów poprzeczka wysoko postawiona. A takich poprzeczek jest w Ewangelii dużo więcej. I choć Biblia jest Księgą Nadziei (celowo piszę z wielkiej N) to jednak dobrze jest czasem – biorąc ją do ręki – poczuć jakiś wewnętrzny dyskomfort.
Boję się ludzi, którzy czytają Biblię bez żadnych emocji, bez doświadczenia wewnętrznego niepokoju. Tak jakby byli przekonani, że w swoim życiu mają już wszystko poukładane, nie mają już nad czy pracować i Boga bać się nie muszą. Takie przeświadczenie mogłoby być jednak oznaką czegoś niedobrego: albo wypaczonego sumienia albo zwykłej ludzkiej pychy.