Biegną za tym, co nie nasyci…
Ewangelia wg św. Jana 12,24-26.
Jezus powiedział do swoich uczniów: «Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Jeżeli ziarno pszenicy wpadłszy w ziemię nie obumrze, zostanie tylko samo, ale jeżeli obumrze, przynosi plon obfity. Ten, kto kocha swoje życie, traci je, a kto nienawidzi swego życia na tym świecie, zachowa je na życie wieczne. A kto by chciał Mi służyć, niech idzie za Mną, a gdzie Ja jestem, tam będzie i mój sługa. A jeśli ktoś Mi służy, uczci go mój Ojciec».
Ten, kto kocha swoje życie, traci je…
Rzeczywiście, człowiek może tak bardzo kochać siebie i swoje ziemskie życie, że w trosce o nie przekroczy wszelkie granice przyzwoitości i zwyczajnie się zatraci.
Człowiek może tak bardzo koncentrować się na sobie, na swoim wyglądzie, swoich zasadach, prawach, wartościach, itp., że jest w stanie podeptać wszystko inne, by tylko zachować to, co mu się podoba.
Widać to dobrze w ostatnich dniach na ulicach Warszawy. Ci biedni młodzi (głównie młodzi) ludzie są dobrym przykładem tego, co można zrobić i jakie granice można przekroczyć, jeśli w sposób głupi i nieodpowiedzialny kocha się swoje życie. Mamy czarno na białym przykłady tego, jak walcząc (rzekomo) o swoje prawa, można z łatwością wyzuć się resztek przyzwoitości.
Widzimy jak na oczach całego świata można bez skrępowania obnażać się i obnosić ze swoją innością, jak – pod hasłem tolerancji i prawa do miłości – można prowokować, bluźnić, pluć i wyzywać. Jak można szargać świętości, profanować, kpić z wartości innych. Widzimy, jak można bezkarnie (oby już niedługo) niszczyć czyjeś mienie, podnosić rękę i uderzać w inaczej myślących. Jak można posunąć się do największych kłamstw i manipulacji, jak można okazywać nie tylko brak szacunku, ale nawet daleko idącą pogardę dla wszystkich wokół.
I w końcu – jak łatwo można obnażyć nie tylko brak dobrego wychowania, ale też zwykłej ludzkiej przyzwoitości, prymitywizm myślenia i agresję w działaniu.
Tak wiele wartości ci młodzi, biedni, poranieni ludzie kładą na jednej szali z prawem do bycia sobą, którego tak na dobrą sprawę nikt im nie odbiera. Nikt im przecież nie zagląda pod kołdrę, nie pyta o to, kto z kim mieszka i jak żyje.
Kto kocha swoje życie, traci je…
Traci je w podwójny sposób. Traci je już tu, na tym świecie, goniąc za marnościami i za tym, co nie nasyci. I traci je na całą wieczność, bo – jak czytamy w Liście do Rzymian – ci, którzy żyją według ciała, Bogu podobać się nie mogą (Rz 8,8).
Z naszej strony zostaje tylko modlitwa i współczucie.
Szczere współczucie…