Bo byłem chory, a przyszliście do Mnie…
Dziś krótko o kolejnej płaszczyźnie mojego duszpasterzowania.
Po rocznej przerwie znów podjąłem współpracę z mieszczącą się na terenie naszej parafii Fundacją dla Dzieci, Młodzieży i Dorosłych Niepełnosprawnych Intelektualnie. Od początku mojego pobytu na Wieczystej (sierpień 2012) związałem się z Fundacją i z prowadzonymi przez nią dziełami.
W każdą sobotę, dokładnie kilkanaście minut przed południem, zjawiałem się w Ośrodku, by przejść po salach i każdemu zrobić na czole znak krzyża. A potem okazja do spowiedzi dla tych, którzy spowiadać się potrafią. I w końcu Msza św. Zawsze przy akompaniamencie krzyków naszych małych pensjonariuszy. I tak w każdą sobotę.
W tym roku jest bardzo podobnie, z tą tylko różnicą, że obok miejsca dla dzieci i osób niepełnosprawnych intelektualnie – w nowo wybudowanym skrzydle Ośrodka – mamy dom, który zwyczajnie możemy nazwać Domem Pogodnej Jesieni.
W miejscu tym, jak dotąd swoje gniazdko znalazło już kilkanaście starszych osób. Docelowe ma ich tam być dwadzieścia. Posługa księdza w takim miejscu nie może więc ograniczać się tylko do cotygodniowej Mszy św. i do zrobienia krzyżyka na czole (jak było w przypadku dzieci). Teraz trzeba dać z siebie jeszcze więcej. Trzeba po prostu z nimi być.
Zauważyłem to, gdy po pierwszej wspólnej Mszy św. usiadłem z Babciami przy herbacie. Niemal każda chciała powiedzieć księdzu coś o sobie, o swojej rodzinie, o swoim życiu. Siedziałem i słuchałem. A przyznać muszę, że większość pensjonariuszy ma godną pozazdroszczenia pamięć. Jestem pełen podziwu szczególnie dla najstarszej 98 – letniej pani, która chyba godzinami mogłaby opowiadać o swoich dzieciach, wnukach, pra – i praprawnukach.
Dla mnie to kolejne nowe doświadczenie. A jednocześnie niełatwe zadanie, bo przecież wszyscy tam mieszkający świadomi są tego, że czas ucieka i wieczność czeka.
Cieszę się, że razem z Panem Jezusem mogę tym osobom towarzyszyć w ich jesieni życia. Oby do końca była to pogodna jesień.