Jezu, ufam Tobie…
Ewangelia wg św. Marka 4,35-41.
Owego dnia, gdy zapadł wieczór, Jezus rzekł do swoich uczniów: «Przeprawmy się na drugą stronę». Zostawili więc tłum, a Jego zabrali, tak jak był w łodzi. Także inne łodzie płynęły z Nim. A nagle zerwał się gwałtowny wicher. Fale biły w łódź, tak że łódź już się napełniała wodą. On zaś spał w tyle łodzi na wezgłowiu. Zbudzili Go i powiedzieli do Niego: «Nauczycielu, nic Cię to nie obchodzi, że giniemy?» On, powstawszy, zgromił wicher i rzekł do jeziora: «Milcz, ucisz się!» Wicher się uspokoił i nastała głęboka cisza. Wtedy rzekł do nich: «Czemu tak bojaźliwi jesteście? Jakże wam brak wiary!» Oni zlękli się bardzo i mówili jeden do drugiego: «Kim On jest właściwie, że nawet wicher i jezioro są Mu posłuszne?»
Dzisiaj Liturgia Słowa mówi nam o żywiołach. Pierwsze czytanie zaczyna się od wspomnienia o wichrze, z którego przemawia Pan, a kończy wizją nadętych fal. W psalmie też mowa o wichrze i o burzliwych falach. I w końcu Ewangelia. Ta mówi nam dziś o uciszeniu burzy na jeziorze. I może dobrze by się te dzisiejsze teksty czytało i rozważało, gdyby nie korespondowały tak mocno z tym, o czym od wczorajszego wieczora mówi cała Polska. A mówi o ogromnym pożarze we wsi Nowa Biała na Spiszu, gdzie kilkanaście rodzin w ciągu kilku godzin straciło w ogniu dorobek całego życia.
Dramat tych ludzi bardzo mocno pokazuje nam prawdę o tym, że człowiek w konfrontacji z żywiołem często jest bezsilny. Może co najwyżej patrzeć na to, jak żywioł wydziera mu po kolei wszystko, co sobie misternie układał przez kolejne lata swojego życia. Natura rządzi się swoimi prawami i nic człowiekowi do tego.
Apostołowie mieli mnóstwo szczęścia. Jezus wprawdzie spał w łodzi, ale wystarczyło, że Go zbudzili i już szczęśliwe zakończenie całej tej historii było pewne. Na Spiszu historia wcale happy endem się nie skończyła. Nie było tam Jezusa? Zasnął? Nie widział? Znów możemy pytać i pewnie wielu znów pytać będzie: Jeśli Pan Bóg jest taki dobry, to dlaczego na to wszystko pozwolił?
Na tak stawiane pytania można odpowiedzieć tylko innym pytaniem: A kto powiedział, że jak się jest z Jezusem, to w życiu wszystko musi iść z górki? Nigdzie w Ewangelii takiego zapewnienia nie ma. Przeciwnie. Dzisiejszy fragment dobrze pokazuje, że może być odwrotnie. Apostołowie przecież byli przy Jezusie non stop, a i tak na wodzie spotkało ich to trudne doświadczenie, o którym dziś czytamy.
Jeśli myślimy, że nasze bycie z Jezusem zapewni nam na tym świecie święty spokój i bezstresowe życie, to się mylimy. To byłoby zbyt proste. W naszym życiu wcale nie chodzi o to, żeby było bezstresowo i z górki. Chodzi o coś zupełnie innego. O co? O to, żebyśmy w każdym doświadczeniu – nawet w tak dramatycznym, jak zetknięcie z niszczącą siłą żywiołu – mieli ufność w to, że Jezus jest blisko. Nawet, jeśli wydaje się nam, że śpi, że nie działa, nie reaguje, nigdy nie wolno nam zwątpić w to, że On jest blisko.
On wie, co robi i na pewno nie ma takiej sytuacji, w której coś by się Jemu z ręki wymsknęło. My – patrząc po ludzku – często tego nie rozumiemy, ale tym bardziej trzeba powtarzać: Jezu, ufam Tobie. Łatwo przychodzi nam wypowiadać te słowa, kiedy jesteśmy zdrowi, najedzeni, spokojni, wypoczęci i kiedy niczego nam już do szczęścia nie brakuje. Ale te słowa są nam zadane nie tylko na dni, w których zdaje się nam, że złapaliśmy Pana Boga za nogi. Te słowa są przede wszystkim na takie chwile, kiedy świat zdaje się nam walić, a Jezus zdaje się o nas nie pamiętać.
Stracić dorobek całego życia to prawdziwy dramat. Ale stracić wiarę w ludzką dobroć i w działanie Bożej Opatrzności to dramat podwójny. Módlmy się dziś za tych wszystkich, którzy przeżywają w swoim życiu różnego rodzaju burze. Módlmy się szczególnie za mieszkańców Nowej Białej. Niech te trudne doświadczenia ostatnich godzin nie zagaszą w ich sercach wiary w to, że Bóg z największego nawet zła potrafi wyciągnąć dobro.