Kto pracuje, odpocząć musi…
Dziś dzień trochę na przysłowiowych wariackich papierach. Po śniadaniu – razem z kilkoma Współbraćmi z parafii – wyjechaliśmy poza teren krakowskiej archidiecezji (ale nie krakowskiej metropolii), by tam – a konkretniej na terenie diecezji tarnowskiej – uczestniczyć w uroczystościach pogrzebowych brata jednego z naszych ojców 🙁 . W zakonach już tak jest, że towarzyszy się sobie nawzajem i w tych chwilach, kiedy rodzina któregoś z nas przeżywa radości, i wtedy, kiedy przeżywa smutki.
Wróciliśmy wieczorem. Po wieczornej Mszy św. miałem jeszcze modlitewne czuwanie przed Najświętszym Sakramentem, prowadzone przez Wspólnotę Adoracji Moria. Godzina przed Panem. Doskonała okazja do dziękczynienia za ukończony wczoraj w naszym województwie pierwszy semestr edukacji. A teraz… pakowanie.
Jutro rano – po Eucharystii o 6.30 i po dyżurze w konfesjonale o 8.00 – wyjeżdżam na urlop. Przez najbliższy tydzień będę więc w Krakowie nieosiągalny. Odwiedziny u chorych przesunięte na drugi piątek lutego, spowiedzi i spotkania w ramach kierownictwa duchowego poprzekładane na inne terminy. Można jechać. A nawet jechać trzeba – dla własnego i innych dobra, dla sprawiedliwości (bo kto pracuje, odpocząć musi), dla zdrowia fizycznego i higieny psychicznej.
Aha, zapomniałbym: urlopu od bloga w najbliższym czasie nie planuję 🙂