Mamy nowego Prymasa…
Dzieją się czasem takie rzeczy, które – zanim się wydarzą – wydają się wręcz nierealne do spełnienia. Jedne z nich zaskakują nas pozytywnie, nastrajają optymistycznie. Z innymi bardzo trudno jest się nam pogodzić, zaakceptować. Jedne i drugie wydarzenia są potrzebne, bo czegoś nas w życiu uczą.
Przykładem wydarzenia, które dzisiaj bardzo mocno mnie zaskoczyło, jest nominacja na nowego prymasa. Nie muszę dodawać, że jest to zaskoczenie z kategorii tych jak najbardziej pozytywnych. No bo któż z nas, gdyby go o to jeszcze wczoraj zapytać, wskazałby biskupa Wojciecha jako potencjalnego kandydata na prymasa?
Dla mnie nowy prymas jest jak żona Cezara. Bez skazy. Choć przez kilka ostatnich lat – jako sekretarz Konferencji Episkopatu Polski – był na przysłowiowym świeczniku (by nie powiedzieć, że na celowniku), nie udało mu się wywołać wokół siebie żadnego skandalu. Postać bardzo klarowna i wyrazista. I dlatego – moim zdaniem – papież zrobił Kościołowi w Polsce wielką przysługę. Zresztą takich przysług było już wiele. Dobrze, że pozwala, by młode pokolenie hierarchów miało w polskim Kościele coraz więcej do powiedzenia.